Czytanie na dziś: czytaj dalej
Kim Nataraja Konferencje

KIM NATARAJA

Kim Nataraja urodziła się w Holandii. Od 1960 roku mieszka w Londynie wraz z mężem i dwójką dzieci. Jest emerytowanym wykładowcą języków nowożytnych. Od 1999 roku kieruje Szkołą Medytacji Chrześcijańskiej w ramach której prowadzi wykłady z cyklu Chrześcijańskie korzenie mistycyzmu. Kim jest benedyktyńskim oblatem WCCM, dyrektorką Szkoły Medytacji i członkiem założycielem towarzystwa Bede Griffiths Sangha. Aktywnie wspomaga prace WCCM na polu dialogu międzyreligijnego. 

Uwarunkowanie religijne i obrazy Boga

 

 

Jedną z najsilniejszych form nas uwarunkowujących jest nasze wychowanie religijne w dzieciństwie. Jest bardzo możliwe, że będąc wychowywanymi w religii chrześcijańskiej nie słyszeliśmy nigdy o innych dyscyplinach duchowych oprócz liturgii, ustalonych form modlitwy i lektury Pisma Świętego. Wszystko, co wykracza poza to odrzucane jest jako nie modlitwa: To nie jest tak, jak mnie uczono modlić się!

 

Prawdziwe znaczenie słowa religia to "związywać ze sobą". Zadaniem religii jest więc przywrócenie związku z naszym pierwotnym ja, który istniał w nas przed oddzieleniem się od Boga. Religia zorganizowana – szczególnie ta w wydaniu fundamentalistów - nie widzi tego jako nadrzędnego celu i sprowadza się do moralności. Akcentuje osąd ponad miłosierdziem i znajduje swój wyraz w formach autorytatywnych i dogmatycznych. To pozwalało Kościołowi przez wieki wywierać nacisk i kierować zachowaniami wiernych. Nieposłuszeństwo i złamanie przykazań uznawane są za grzech, wywołując poczucie winy. Ale kładzenie nacisku na moralność na poziomie życia materialnego, nie umniejszając temu postulatowi ważności, skupia się na ego i nie odpowiada w zadawalający sposób aspiracjom i potrzebom naszej prawdziwej duchowej natury. Dlatego tylko nakaz moralności nie może wskazać drogi do naszego prawdziwego ja. Daje on jednakże poczucie bezpieczeństwa w naszych niepewnych czasach. Jest antidotum na wszechobecny egzystencjalny lęk, oferując pewniki nie do podważenia. Jak wielkie jest nań dzisiaj zapotrzebowanie, wskazuje wzrost fundamentalizmu we wszystkich religiach. Ludzie znajdują komfort w tym, w co każe im się wierzyć, czując się zwolnionymi od osobistej odpowiedzialności w podejmowanych przez siebie decyzjach. Stąd bierze się powód, dla którego tylu młodych ludzi odwraca się od Kościoła ich dzieciństwa i stąd też rodzi się głód za prawdziwą duchowością. Pcha on młodych do jej poszukiwania, a poprzez nią do potwierdzenia ich statusu, jako istoty duchowej. [...]

 

Częścią wychowania religijnego są odziedziczone przez nas obrazy Boga. Mogą one na duchowej ścieżce stanowić kolejną wielką przeszkodę. Musimy więc jasno zdać sobie sprawę z tego, że wyobrażenia Boga są nie tylko wynikiem zewnętrznych czynników kulturowo-społecznych, lecz są one również wypaczone przez nasze osobiste uwarunkowania, lęki, nadzieje i potrzeby. Bardzo często są to produkty wczesnego dzieciństwa związane z naszym stosunkiem do rodziców i wychowawców.

 

Biblia pokazuje nam szereg obrazów Boga w odniesieniu do kolejnych etapów ewolucyjnego rozwoju ludzkości. Najpierw pojawia się na jej kartach Bóg plemienny Starego Testamentu: wszechmocny, ochraniający, szczodrobliwy, zdumiewający, ale też odległy, kapryśny i nieobliczalny. Potem spotykamy Boga bardziej bezstronnego, omnipotentnego i wszechwiedzącego, sprawiedliwego władcę, właśnie takiego, jakim miał być ideał króla w okresie początków osadnictwa. Na koniec odkrywamy Boga Miłości Nowego Testamentu, odpowiadającego na potrzebę pokoju i służby w dużych skupiskach ludzkich. Cechy te były konieczne, by zabezpieczać i ochraniać prawidłowe stosunki międzyludzkie.

 

Księga Rodzaju mówi nam, że „zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga”. Lecz zamiast rozumieć to jako posiadanie w nas Bożego podobieństwa, bierzemy to stwierdzenie na odwrót i czynimy sobie Boga według naszego uwarunkowanego obrazu i podobieństwa.

„Większość ludzi jest zamknięta w swych śmiertelnych ciałach, jak ślimak w skorupie, zwinięta w swych obsesjach na sposób jeża. Noszą w sobie pojęcie Bożego błogostanu biorąc samych siebie jako wzór” (Klemens z Aleksandrii). Często, gdy stajemy się agnostyczni, czy nawet ateistyczni, to dotyczy to obrazu Boga, który w nas umarł. Okrzyk Nietschego „Bóg umarł” jest tego uderzającym przykładem. Nie mógł on dalej pogodzić w sobie Boga z dzieciństwa i wylał dziecko wraz z kąpielą.

Jeżeli nawet dobrze wiemy, że nie da się ująć Boga w słowa i myśli, to trudno jest nam odnosić się do czegoś, co jest nienazywalne, niewymawialne i nieograniczone. Umysł człowieka potrzebuje obrazu – jest tak skonstruowany na danym mu teraz etapie czasoprzestrzennej egzystencji. Niemniej jednak musimy ciągle pamiętać, że Bóg jest poza naszymi wyobrażeniami, że one jedynie wskazują na Rzeczywistość poza nami samymi. Jak powiada buddyjska prawda: "Palec wskazuje na księżyc, a nie na samego siebie".

Nasze wyobrażenia Boga przeradzają się często w idole i te trzeba nieustannie burzyć. Mistrz Eckhart ujął ten postulat w bardzo stanowczych słowach: „Dlatego modlę się do Boga, by mnie oczyścił od Boga”. To samo wyraża buddyjskie zalecenie: "Kiedy na drodze napotkasz Buddę, to zabij go”. Mamy szukać łączności z Bogiem, który jest poza naszymi Jego obrazami.

 

 

fot. wccm.pl

 

Print Friendly and PDF