Czytanie na dziś: czytaj dalej
David Wood Konferencje

DAVID WOOD

David Wood jest księdzem anglikańskim. Większą część swojego życia przeżył i przepracował pośród zwolna zanikających osad przemysłowych w północnej Anglii, organizując i prowadząc warsztaty, rekolekcje oraz czuwania modlitewne, zwykle wykorzystując milczenie i odosobnienie. Kiedy po latach wyczerpujących poszukiwań w 1988 r. spotkał się z nauczaniem Johna Maina, wiedział, że wrócił do „domu”. Razem ze swoją żoną Sheilą zawiązał i rozwijał Wspólnotę Medytacji Chrześcijańskiej w Cumbrii w północno-zachodniej Anglii. Zawarte w tym cyklu konferencje "Aspekty życia duchowego" zaczerpnięto z nagrań WCCM Meditatio-2008 C. Ze wstępu: Owe wprowadzenia do medytacji są jak aspekty życia duchowego i tajemnicy, które pragnę odkrywać coraz bardziej dla samego siebie, wiedząc, że to samo dzieje się w wielu osobach, które poznałem w drodze. Potrzebujemy przynieść wszystko do naszej ciszy i pozwolić ciszy pracować. (Tłum. Zofia Bogocz, Copyright wccm.pl) 

 

Jazda na pustym baku

 

 

No właśnie, to jest dokładnie to, do czego zaprasza nas medytacja – do jazdy na pustym baku. Medytacja jest naprawdę ekologicznym paliwem. Czy nie jest arogancją sugerować, że nasza medytacja pomaga ocalić planetę? Cóż, na pewno nie jest to sam w sobie wystarczająco dobry argument, żeby medytować. A prawda jest taka, że medytacja to coś o wiele więcej. Jedynym powodem, żeby medytować jest pragnienie kochania i poznania w naszym życiu głębiej Boga. Nie modlimy się dla uzyskania specjalnych efektów. Mimo to Bede Griffiths przypomina nam, że nabywanie wewnętrznego milczenia może „zatrząść w posadach społeczeństwem”. Bo ostatecznie taka jest nasza wiara. W końcu każdy z nas urodził się z zakodowanym przez Boga marzeniem, które brzmi mniej więcej tak: Wilk będzie leżał obok owcy, krowa i niedźwiedź staną się przyjaciółmi, dziecko będzie tańczyć wokół gniazda żmii, nasi wrogowie będą naszymi przyjaciółmi. Nie będzie krzywdy, ani zranienia na całej mojej świętej górze. Mówi Pan. (1)

           

Takie rzeczy wydają się często niemożliwe. Dopiero kiedy zaczynamy jechać na pustym baku, to zmiana ta staje się możliwa; kiedy przesiadamy się ze zwykłego paliwa naszego ego i nasz mizerny silniczek życia zgrzytając zjeżdża na pobocze, to zmiana ta staje się możliwa. W tym impasie, pustce, zatrzymaniu przed nieznanym, musimy porzucić wszystkie mapy autostrad i dróg na skróty, wszystkie kombinatorstwa i pseudoprzyjemności, owe niekończące się podróże ego. Stanie się dla nas coraz bardziej jasne, że uznane przez nas definicje szczęścia były zawsze tylko tymczasowe. Wiemy, że musimy się ich zrzec, jeśli nie chcemy pozostać więźniami życia przeżywanego na pół gwizdka.

           

mglaImpas. Ślepa uliczka. Nie ma dla nas innej drogi poza wyruszeniem w nieznane, które z początku może być doświadczane jako porażka i jakbyśmy zanurzali się w matni. Ostatni przystanek. Tutaj jest ta „otchłań”, gdzie Bóg notorycznie przebywa. Bóg jest, zawsze JEST. Jednakże pustka medytacji, robi miejsce na pojawienie się „nowego stworzenia”. Nie da się przewidzieć, kim lub czym ono może być – a możliwe, że nie dostrzeżemy w ogóle niczego. A jednak w jakiś sposób się tego dowiadujemy. Pusta ciemność medytacji jest surowcem, budulcem nowego świata, materiałem na zaistnienie tego, czego jeszcze nie ma.

           

Moja przyjaciółka Etty, holenderska Żydówka, która zmarła w 1942 r. w obozie koncentracyjnym mówiła o medytacji, jako o przemienianiu własnej wewnętrznej egzystencji w rozległą, pustą równinę. Opowiadała, jak po nadejściu nocy po dniu pełnym okrucieństw, tak często potrafiła iść niczym wiosna, z uczuciem, że życie jest pełne chwały i wspaniałe. A pewnego dnia powiedziała: „Powinniśmy budować nowy świat, od zaraz, przeciwstawiając każdemu kolejnemu okrucieństwu cząsteczkę miłości i dobra.”. Medytacja uzdalnia i ćwiczy nas do dokonywania tego.

 

Od samego początku zostaliśmy zaproszeni, do udziału w stwarzaniu, nie do prostego taśmowego powielania z tak często dla niego katastroficznymi skutkami. Z przestrzeni stwarzanej poprzez medytację mogą wyłonić się zmiany dla nas i innych. Być może powinniśmy zacząć widzieć cuda tam, gdzie inni ich nie widzą. Te „przypadki”, jak mawiał mój stary wikary. Otaczał je zbyt wielką czcią, aby ośmielić się nazwać je cudami.

           

I dowiemy się tego. Simone Weil (2) uczy nas, że „Nasze przyzwolenie na obecność Chrystusa jest już Jego obecnością” Niech i tak będzie. Dowiemy się też tego, ale póki co zadawalajmy się i jedźmy dalej na pustym baku.

 

 

 

 

(1) “I będzie wilk gościem jagnięcia, a lampart będzie leżał obok koźlęcia. Cielę i lwiątko, i tuczne bydło będą razem, a mały chłopiec je poprowadzi. Krowa będzie się pasła z niedźwiedzicą, ich młode będą leżeć razem, a lew będzie się karmił słomą jak wół. Niemowlę bawić się będzie nad jamą żmii, a do nory węża wyciągnie dziecię swą rączkę. Nie będą krzywdzić ani szkodzić na całej mojej świętej górze, bo ziemia będzie pełna poznania Pana jakby wód, które wypełniają morze.” (Iz 11,6-9) [przyp. red.]

 

(2) Simone Adolphine Weil (1909 -1943) - francuska filozof i myślicielka chrześcijańska (choć chrztu nie przyjęła) żydowskiego pochodzenia. W młodości zdobyła rozległą wiedzę w zakresie między innymi: filozofii, literatury klasycznej, historii i religii. Wykładała przez kilka lat filozofię i grekę w liceach. W czasie światowego kryzysu ekonomicznego, jej społeczne i polityczne poglądy uległy zdecydowanej radykalizacji. Pracowała w zakładach Renault i Alsthom w Paryżu jako zwykła robotnica. Mimo swego krótkiego życia stała się sumieniem: filozofów, bo przypominała im o obowiązku poszukiwania prawdy; naukowców, bo zwracała im uwagę na panujący w nauce terror mody i nieliczenie się z naukową prawdą; pisarzy, bo uważała, że nie można tworzyć literatury niemoralnej; Żydów, bo przyjęła Chrystusa i katolików, bo zgubili przesłanie Nowego Testamentu. Jej przemyślenia społeczne stawiają rządzącym i politykom wymagania, o których dzisiaj możemy tylko pomarzyć. Była otwarta na prześwity prawdy w innych kulturach. Zachwycała ją Grecja, Egipt, Bhagawadgita, taoiści i gnostycy.

 

 

 

fot. wccm.pl

Print Friendly and PDF