Czytanie na dziś: czytaj dalej
Thomas Keating OCSO Konferencje

THOMAS KEATING OCSO

Ojciec Thomas Keating (1923-2018). Urodził się w Nowym Jorku. Do trapistów wstąpił w roku 1944. W zakonie był superiorem i opatem. Jest założycielem Ruchu Modlitwy Głębi (Contemplative Oureach), który gromadzi i wspiera ludzi praktykujących modlitwę głębi na całym świecie. Był również zaangażowany w dialog między religiami. W 1998 roku poprowadził Seminarium Johna Maina na temat „Serce świata”. Autor licznych książek, w Polsce ukazały się m.in. Przebudzenie”, “Królestwo Boże jest jak...”,  “Podróż do wnętrza”.

Jezus staje się grzechem

  

 

 

Dzisiaj w kalendarzu liturgicznym Kościoła obchodzimy święto „Wielkiego Szabatu”. Jest to dzień odpoczynku Boga. To również dzień doświadczenia przez Niego niemocy śmierci.

 

W dniu dzisiejszym liturgia Kościoła prawosławnego wyraża przekonanie, że Jezus realnie zstąpił do piekła. W liturgii Kościoła rzymskokatolickiego nie jest to tak wyraźne. Istnieje wiele różnych interpretacji znaczenia słowa „piekło” w kontekście tego zdarzenia, ale w tradycji Kościoła prawosławnego jest to bardzo jasno powiedziane. Prawosławni wierzą, że w chwili zstąpienia do piekła Bóg, w Jezusie Chrystusie, znalazł się w stanie odsunięcia od Boga. Innymi słowy, w tej tajemnicy Ojciec odtrąca swojego Jednorodzonego Syna, Umiłowanego swojego łona, swojego wiekuistego towarzysza, tak daleko od siebie, jak chyba trudno sobie w ogóle wyobrazić. Jest tak, ponieważ Chrystus przyjął na siebie, w szczególności w wymiarze ducha, stan odłączenia od Boga i nas samych, będący skutkiem w pełni świadomie popełnionego grzechu. Mówi o tym św. Paweł w liście do Koryntian: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu” (2 Kor 5,21). Stał się grzechem, jest to wyraźnie powiedziane. Pełną zaś konsekwencją bycia grzechem jest kompletna utrata Boga, całkowite od Niego odłączenie.

 

Bezczasowa ekspresja tego, kim jest Ojciec, zatrzymuje się w wieczności. Ten czas odłączenia Jezusa od Boga, który nazywamy piekłem, jest również czasem naszego odkupienia. Jest to totalne odrzucenie Jezusa przez Ojca, lecz nie Jezusa jako Jego Ukochanego, tylko Jezusa w sensie grzechu, grzesznika, do którego świadomości, ciała i ducha wdarły się te wszystkie przerażające konsekwencje odrzucenia Boga, które prowadzą do tego, że doznajemy absolutnej samotności.

 

Trzy stopnie Jezusowej męki

 

Możemy, jak sądzę, wyróżnić trzy stopnie Jezusowego schodzenia w ten napawający przerażeniem stan utożsamienia się z grzechem i grzesznikami.

 

Pierwszy stopień to Jego trwoga i konanie w ogrodzie Gethsemani. Tutaj Ojciec prosi Jezusa, wręcz nakazuje Mu, by był posłuszny, czyni to jednak, jak zawsze, z ojcowską delikatnością. Ojciec nie żąda od Jezusa posłuszeństwa, ale jedynie pokornie o nie prosi. Dlatego Jezus czuje, że może zwrócić się do Ojca z prośbą o to, by odsunął od Niego kielich męki. Jezus błaga Ojca: „Ojcze, jak ja, Twój Syn, Przedwieczne Słowo zrodzone z Twego łona, mam stać się grzechem?” Jak to możliwe? Słowa te z całą mocą ukazują krańcowe sprzeczności obecne w teraźniejszym i przyszłym świecie. A zatem Jezus mówi: „Ojcze, Abba, jeśli możliwe, oddal ode mnie ten kielich”. Innymi słowy: „Jeśli w Twoim boskim planie przewidziałeś zbawienie całej ludzkości, i możesz to uczynić w inny sposób, proszę Cię, zrób to i oddal ode mnie ten kielich”. Tym kielichem nie są fizyczne czy psychiczne cierpienia Jezusa, Jego rozżalenie nad publiczną działalnością i służbą, ani też ucieczka Jego uczniów. Tym kielichem, który od strony psychologicznej po prostu przeraża, jest Jego utrata tożsamości jako Syna Bożego. To tak jakby być zmuszonym wyrzec się wiary wbrew własnej woli, to stan zbliżony do sytuacji, w której ktoś chciałby nas pozbawić wiary w Chrystusa. Relacja, którą Jezus zawsze posiadał, i która stanowiła centrum Jego duchowego życia (a było nim codzienne doświadczenie Ojca) jest tym, czego Jezus, proszony przez Ojca, ma się wyrzec. To nie to samo, co pokutne powstrzymanie się od spożycia mięsa w piątek, czy skrócenie snu o kilka godzin.

 

Mamy bowiem tutaj do czynienia z całkowitą utratą nie tyle fałszywego „ja”, choć wiemy, że Jezus takowego nie posiadał, ale „ja” jako takiego. A było to przecież boskie „Ja”. W tej tajemnicy Jezus jakby na moment traci wszystkie przywileje bycia Jednorodzonym Synem Ojca, co fizjologicznie objawia się w doświadczeniu krwawego potu, o którym medycyna mówi, że pojawia się jedynie w przypadku krytycznego stanu trwogi lub przerażenia. A zatem, jeśli kiedykolwiek doświadczyłeś przerażenia lub niepokoju, które wywołały w tobie maksymalny lęk, poznałeś w pewnej mierze to, przez co musiał przejść Chrystus, kiedy oddzielony w wymiarze psychologicznym i duchowym od Ojca stawał się dla nas grzechem. Oczywiście Jego zjednoczenie z Ojcem nie mogło nigdy ustać, ale w czasie Jego konania było całkowicie przesłonięte.

 

To błaganie „Ojcze, jeśli możliwe, oddal ode mnie ten kielich” jest rozciągniętym w nieskończoność błaganiem człowieka z głębi jego słabości. To nasze błaganie w obliczu straty, strachu, troski, rozpaczy, tragedii i życiowych niepowodzeń. Mówimy tu zatem o fundamentalnym ludzkim doświadczeniu w jego najgłębszym i najbardziej osobistym wymiarze. Trwoga i konanie Jezusa w Ogrodzie Gethsemani jest właśnie tym doświadczeniem.

 

Później, w swoim błaganiu, Jezus mówi do Ojca: „Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. To błaganie boskiej miłości rozciągniętej dla nas w nieskończoność. Jest to błaganie odkupieńczej miłości Chrystusa dla nas, które wypływa z głębokości ludzkiego doświadczenia i osobistej straty. Bez względu na to przez jak trudne doświadczenia straty, przerażenia, paniki i rozpaczy przechodzimy, Chrystus jest w nich przed nami. Nigdy nie będziemy w takim położeniu, którego On nie zna. Jego pokora jest tak wielka, że nawet największy grzesznik może znaleźć Chrystusa na samym dnie doświadczenia osamotnienia, smutku, straty, przygnębienia i własnej boleści.

 

cnkCierpienie na krzyżu stanowi jakby drugi stopień śmierci „ja” Jezusa, który z miłości do nas doświadcza katuszy męki. Na krzyżu, w Jego błaganiu, nie ma już „Ojca” (ponieważ na prośbę Ojca Jezus traci swoją tożsamość Syna Bożego). Jezus mówi bowiem: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”. Teraz w ten sposób wyraża się Jego związek z Ojcem. „Czemuś Mnie opuścił? Twojego Syna, Syna zrodzonego z Twego łona?” Chrystus wisi na krzyżu, odrzucony przez ziemię i niebiosa – co jest również doskonałym symbolem naszego ludzkiego położenia, w którym wolimy nie wracać do stanu niewrażliwości i irracjonalności naszych przodków, ale też nie umiemy wejść do chwały nieba bez specjalnej łaski Boga i ofiary Jezusa, naszego Pośrednika.

 

Trzeci stopień męki Jezusa jest szczególnie wyjątkowy. To Szabatowy Odpoczynek śmierci Boga. Stworzyciel świata umiera. Nie ma słów by to wyrazić, ponieważ Słowo, z którego biorą początek wszystkie inne słowa staje się w tej śmierci nieme. Zstępując do piekła Bóg niejako zajmuje je, przejmując na siebie obecne w nim cierpienia. W jakiś przedziwny sposób całe cierpienie  jest teraz w Bogu. Chrystus staje się wszystkim, nie pomijając krańcowego odrzucenia i bezsilnej samotności, by dokonać przemiany tego stanu w możliwość zmartwychwstania i wniebowstąpienia. A zatem gdy Jezus jest złożony w grobie i oczekuje na zmartwychwstanie, mamy do czynienia z największym odpoczynkiem, odpoczynkiem całkowitej nicości. Stając się niczym Chrystus otwiera się na daną od Ojca możliwość, by stać się wszystkim. 

 

Istnieje pewien porządek duchowego rozwoju, który odpowiada trzem stopniom Chrystusowej męki: noc zmysłów, noc ducha i noc „ja”. Powinniśmy zatrzymywać się i rozmyślać nad męką Chrystusa, a także nią żyć, ponieważ wyraża ona nasze własne życie, powołanie i doświadczenie (szczególnie nasze duchowe doświadczenie). Widzimy jak w pokorze uczestniczymy w naszych powszednich trudnościach, cierpieniach i niepowodzeniach oraz w tym, co stanowi świadomie przeżywaną codzienność naszego życia. W słowach Jezusa na krzyżu: „Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego”, słyszymy wołanie nieskończonej miłości, totalne poddanie się rzeczywistości. W przypadku Jezusa jest to rzeczywistość śmierci, słabości, bezsilności, odrzucenia, odseparowania i skrajnej samotności. Aż tyle kosztuje odkupienie ludzkości przez Chrystusa. 

 

 

 

fot.wccm.pl

  

Print Friendly and PDF