Czytanie na dziś: czytaj dalej
Gerry Pierse CSSR Konferencje

GERRY PIERSE CSSR

 

Ojciec Gerry Pierse (1940—1999), urodził się w Irlandii. W roku 1961, jako seminarzysta, wyjechał na Filipiny. W swojej służbie kapłańskiej pracował głównie w wiejskich placówkach misyjnych. Tej formie apostolatu towarzyszyło jego coraz większe zaangażowanie w modlitwę kontemplacyjną. Nauczanie o. Johna Maina było dla niego źródłem głębokiej inspiracji. Zakładał i prowadził grupy medytacyjne w parafiach i w więzieniach. Wspólnoty medytacyjne na Filipinach i Azji Południowo-Wschodniej były pod wielkim wpływem jego nauczania. (Tłum. Piotr Ducher, Copyright wccm.pl)

Ego

 

 

Wspaniała historia przedstawiona na początku Biblii w Księdze Rodzaju mówi nam, że Bóg uczynił nas na swój obraz i podobieństwo. To znaczy, że jako ludzie zostaliśmy stworzeni z centrum „organizacji i zarządzania” podobnym do tego, jakie posiada Bóg. Jesteśmy jedynymi stworzeniami, posiadającymi zdolność oceny własnego zachowania i wyboru postępowania, bez względu na to, co mówi nam instynkt. Jesteśmy jedynymi stworzeniami, które mogą powiedzieć „JA JESTEM”, które posiadają ego. Nasze ego jest zatem największym naszym darem; ono sprawia, że jesteśmy podobni do Boga.

  

Ale nasze ego stawia nas również w opozycji do Boga. Adam i Ewa, którzy dostają ten wspaniały dar bycia jak Bóg, zaczęli od sprzeciwienia się Bogu i zajmowanemu przez Niego centralnemu miejscu. Ich ego wykluczyło Boga, usunęło Go na plan dalszy. To oni chcieli być w centrum. To samo przydarza się również nam. Kiedy odnosimy sukcesy i wszystko się dobrze układa, uważamy, że Boga w ogóle nie potrzebujemy. Usuwamy Go wówczas na plan dalszy — to jest właśnie grzech pierworodny.

Bóg jest naszym stwórcą, a my jego stworzeniami. Dopóki tak ustawiamy relację z Nim, nie ma problemu. Innymi słowy: jeśli nie posiadamy mocnego ego, jesteśmy bezużyteczni, jak samochód pozbawiony silnika. Ale jeśli to ego nas napędza, może stanowić poważne zagrożenie – jak samochód bez kierownicy.

 

Zadaniem naszego życia nie jest zatem wypieranie czy tłumienie ego. Mamy raczej je ujarzmić i używać konstruktywnie. Jeśli pozwolimy, żeby objęło kontrolę nad nami, ranimy innych i wyrządzamy wiele szkód. Jeśli je obserwujemy, możemy wzrastać. Powinniśmy przyglądać się ego. To twój przyjaciel, który mówi ci, kim jesteś. Osobiście wiele o sobie się dowiedziałem, gdy zacząłem przyglądać się sytuacjom z przeszłości, w których kłamałem. Dlaczego wybierałem wtedy kłamstwo? Może moje ego było zagrożone? Stając coraz bardziej w obliczu lęku, uwalniam się od niego i lepiej poznaję samego siebie.

 

Ego wprowadza podział na „ja” i całą resztę. Ego obserwuje, dzieli, porównuje i mierzy rzeczy i osoby pod kątem ich przydatności dla mnie. Prawdziwe „ja”, z drugiej strony, jest holistyczne; szuka integralności, bycia jednością z innymi, kocha bez przywiązywania się. Ego sprawia, że kochamy rzeczy i wykorzystujemy ludzi. Prawdziwe „ja” natomiast zachęca nas do kochania ludzi i używania rzeczy. Nasze ego sprawia, że pragniemy osiągnąć sławę, może nawet ponadprzeciętność, i przed niczym się nie wstrzyma, by cel ten osiągnąć. Ego sprawia, że jesteśmy niewolnikami opinii i aprobaty innych. Społeczeństwo konsumpcyjne bazuje na żądaniach ego. Sprawia, że lękamy się nie mieć modnego samochodu, perfum lub jakiegoś gadżetu. Ego uwielbia „podstawiać innym nogę”. Sprawia, że jesteśmy zazdrośni, konkurujący i zastraszeni sukcesem innych.

 

O. Laurence Freeman opowiadał kiedyś historię o pewnym hinduskim królu, któremu przydzielono bardzo posłusznego sługę. Sługa wykonywał, a nawet w locie przewidywał wszystkie życzenia króla. Kiedy nie miał żadnego zadania do wykonania, domagał się natychmiast kolejnego. Na początku król był zachwycony. Po jakimś czasie jednak uzmysłowił sobie, że przydzielanie słudze kolejnych obowiązków do wykonania stawało się bardziej męczące niż same obowiązki. Wpadł zatem na pomysł. Polecił słudze postawić w ogrodzie wysoki słup i rozkazał mu wchodzić na niego i schodzić z niego, gdy nie było nic do wykonania. W ten oto sposób król na powrót odzyskał swoją wolność.

Właśnie to robimy, gdy medytujemy – ma-ra-na-tha, ma-ra-na-tha – wchodzimy i schodzimy po słupie, oddychając bez wysiłku. Kiedy tak siedzimy, utrzymujemy nasze ego w dyscyplinie, przez cały czas trwania medytacji. Później, po jakimś czasie, jeśli ego nam jest do czegoś potrzebne, możemy je przywołać, lub pozostawiamy je na słupie, by się po nim wspinało i schodziło w dół, gdy nie jest nam potrzebne. Mamy kontrolę nad ego.

 

John Main mówi, że celem medytacji jest odsunięcie „ja” na bok, co paradoksalnie, prowadzi do pełni życia. Kiedy medytujemy, stajemy się bardziej świadomi ego. To taki delikatny i nieustannie aktywny, mały demon. Jest aktywny nawet w czasie modlitwy. Św. Jan od Krzyża mówi: "Gdy myślisz, że dobrze ci coś wychodzi, szczególnie, gdy sądzisz, że dobrze się modlisz, strzeż się, byś stając przed Panem, nie chwalił samego siebie zamiast Niego".

 

Być może największą zaletą medytacji chrześcijańskiej jest to, że pomaga nam ona ujarzmić ego. Przyjrzyjmy się sytuacji, kiedy wzbiera w nas gniew. W pewnych sytuacjach, na przykład w czasie zagrożenia, gniew jest pożądaną energią ego, ale bardzo szybko może okazać się ona destrukcyjna, jeśli nie jest poddana kontroli. Jeśli pozwalasz na to, by gniew miał nad tobą władzę, to wówczas tak na dobrą sprawę ktoś inny kontroluje twoje życie. Wcześniej gniew był tylko chwilową reakcją — w najmniej spodziewanym momencie to, co stłumione, wyszło na jaw. Ci, którzy medytują są tego świadomi, co pozwala im decydować, czy mają się poddać gniewowi, czy go zignorować. Nie obwiniaj się za to, że wpadłeś w gniew, jedynie to zauważ. Do ciebie należy wybór. Wówczas możesz powiedzieć: „Nie pozwolę, by ta osoba, czy sytuacja, kontrolowała moje życie”. Możesz być panem lub niewolnikiem. Kiedy medytujemy, odkrywamy, że jesteśmy panami naszego ego i dochodzimy do większej pełni naszego życia.

 

 

 

fot. wccm.pl

 

Print Friendly and PDF