Czytanie na dziś: czytaj dalej
Joseph Pereira Konferencje

 

jpKs. JOSEPH PEREIRA

 

Ks. Joseph Pereira-ojciec Joe (ur.1942) ukończył studia psychologii, filozofii i teologii w Indiach oraz studia terapeutyczne w USA. Jest założycielem i dyrektorem Kripa Foundation i konsultantem Archidiecezji Bombaju d.s. resocjalizacji osób uzależnionych. W 2009 roku rząd Indii przyznał mu Padma Shri Award, najwyższe odznaczenie za zasługi dla narodu hinduskiego. Od 1968 praktykuje jogę wg. B.K.S.Iyengara, której elementy stanowią integralną część programu Kripa. Na prośbę Matki Teresy prowadził w Kalkucie rekolekcje dla sióstr z jej zgromadzenia. Ojciec Joe od wielu lat naucza Medytacji Chrześcijańskiej. W 2010 poprowadził w Katowicach Meditatio 2010. Kierując się zasadą, że „Łaska realizuje się w ciele” w szczególny sposób łączy on chrześcijańską wiarę z hinduską mądrością uwzględniania roli ciała na drodze duchowego wzrostu.

Praktyka modlitwy serca

 

Kiedy w w latach 1970-71 Swami Rama został poddany serii badań naukowych w klinice Topeka, Kansas, to dokonał przełomu w Amerykańskiej Fundacji Meningera. Udowodnił, że człowiek może zrelaksować się do tego stopnia, że częstotliwość fal mózgowych zostanie sprowadzona do poziomu charakterystycznego dla głębokiego snu, mimo że dana osoba pozostaje w pełni świadoma. Był to przełom w wykorzystaniu medytacji jogicznej w modlitwie kontemplacyjnej. Ludzie czasem pytają mnie: „Chce ojciec prowadzić medytację chrześcijańską z użyciem jogi? Czy chce, aby jego uczniowie stawali na głowach?”. Otóż, wcale nie muszą tego robić.

 

Jak wejść do świątyni, którą jest nasze ciało i fizycznie praktykować modlitwę serca? Jeżeli w pozycji siedzącej nasze tętno wynosi 90-100, to znaczy, że serce jest przeciążone. Do modlitwy należy przystępować raczej w stanie hipometabolizmu niż hipermetabolizmu. Jak jednak sprawić, by oddech, serce i mózg uczyniły nas dostępnymi dla Boga? Przygotujmy nasze ciała jako miłą Bogu ofiarę. Jeżeli rzeczywiście tak się stanie, to powinno to wpłynąć na nasz cały metabolizm. W rezultacie wiele może się zmienić, na przykład spadnie ciśnienie krwi – zmiany są tu możliwe nawet u osób cierpiących na cukrzycę typu B. Gdy medytuję i trwam w bezruchu, to robię krok do tyłu wobec tego, czym zaabsorbowany jest mój umysł i moje ciało. Warunkiem jest tutaj jak największe wyciszenie i spokój ciała.

 

Jezus naucza nas: "Jeśli ktoś chce iść za mną, niech się wyprze siebie, niech weźmie swój krzyż powszedni i niech podąża za mną”. Jak to zrozumieć w kontekście naszej modlitwy? Tradycje wschodnie uczą, że w naszym ciele są dwie podstawowe energie: energia życia, która znajduje się w naszym kręgosłupie i energia inteligencji, która znajduje się głównie w naszym umyśle (patrz: Zadanie mantry – przyp. tłum.). Jeżeli będę siedzieć zgarbiony w wygodnym fotelu, to moja głowa i serce nie będą się ze sobą komunikować, ponieważ będę w pozycji, którą nazywam samo-rozpieszczającą. Tymczasem mamy porzucić swe ego, zignorować je na czas medytacji. Powinniśmy zatem siedzieć w taki sposób, aby energia życia przesuwała się w górę, a wyciszona energia inteligencji poruszała się w dół. Wówczas podczas medytacji obie te energie spotkają się w sercu i wtedy nasze skupienie na mantrze-słowie będzie o wiele lepsze i łatwiejsze. Oto tajemnica dobrej praktyki medytacyjnej: jeżeli czujesz, że pół godziny minęło jak 5 minut, to znaczy że medytowałeś ciałem, ale jeżeli 30 minut odczuwasz jak 30 godzin, to znaczy, że medytując wyparłeś się ciała.

 

Przejdźmy teraz do praktyki. Jej piękno polega na prostocie. Jeżeli zadajemy sobie pytania w rodzaju: „jak to wszystko jest możliwe?”, „co ja właściwie mam tu robić?” – a zawsze wszystko kręci się wokół robienia czegoś – to po prostu nie róbmy nic! Niestety, jest to jedna z trudniejszych rzeczy dla istot ludzkich. Tak więc po stwierdzeniu, że praktyka jest prosta, muszę od razu dodać, że nie jest ona łatwa. Dlatego chciałbym, żebyście na samym początku zrozumieli, że najważniejsze w pozycji medytacyjnej jest to, by siedzieć zrelaksowanym, a jednocześnie być w pełni przytomnym. Czy i jak to jest możliwe?

         

U osoby, która szuka przyjemności cielesnych, jej energia życia skierowana jest w stronę podstawy kręgosłupa. Tymczasem, jak mówiliśmy, podczas modlitwy trzeba nastawić ciało na wyrzeczenia. Jeżeli siedzicie w pozycji, w której kręgosłup nie jest wyprostowany, to możecie zapomnieć o dobrej medytacji, gdyż taka postawa spowoduje wiele przeszkód w przepływie energii wzdłuż kręgosłupa. Zgięty kręgosłup to kręgosłup ciała, które dąży do samozadowolenia. Słowo „wyprostowany”, którego używał John Main, jest zaczerpnięte bezpośrednio z jego pierwszych doświadczeń medytacyjnych związanych ze Swamim Satyanandą. Jeżeli kręgosłup jest prawidłowo wyprostowany to wysyłamy ciału znak, że jesteśmy gotowi bardziej na wyrzeczenia, niż na spełnianie własnych zachcianek. W tej pozycji zyskujemy dodatkowo wsparcie systemu nerwowego. Kręgosłup i układ nerwowy są ze sobą bardzo powiązane. Żeby móc powiedzieć: „Wezmę mój krzyż i podążę za Panem” potrzebne jest nam też wsparcie neurologiczne.

 

Siedzenie prosto zależy od zwarcia mięśni wokół kości ogonowej. Jeśli te mięśnie nie wspomagają wysyłania energii życia z podstawy kręgosłupa do góry, jeżeli są rozluźnione, to kręgosłup zawsze będzie zgięty. Czyli trzeba nauczyć się napinać mięśnie wokół kości ogonowej i automatycznie prostować kręgosłup. By to uczynić wystarczy osadzić kość ogonową jak najmocniej u nasady krzesła. Siedzenie z plecami przechylonymi do tyłu jest też niewłaściwe, trzeba więc pochylić się nieco do przodu. Jeżeli ktoś ma problemy z kręgosłupem, to może się oprzeć, jednak nie jest to normalna pozycja w medytacji.

         

Osoba, która ma o sobie wysokie mniemanie, że potrafi wiele wymyślić, zwykle chodzi z uniesioną głową. To nie jest właściwa pozycja do modlitwy. Po co nam w modlitwie inteligencja? Na pewno zda się tu na nic, musimy więc posłać ją w dół. W tym celu rozluźniamy skronie i mięśnie twarzy i spoglądamy lekko w dół, w kierunku serca. Może się zdarzyć, że zbyt mocno pochylicie głowę, nie należy jednak dopuścić do zapadnięcia się klatki piersiowej i mostka, bo jest to recepta na kolejne problemy z medytacją. Utrzymujcie mostek wyprostowany, głowę tylko leciutko nachyloną, a wasze ciała będą jednocześnie pozostawać w stanie relaksu i przebudzenia. Jedyny obszar ciała, który jest mocno osadzony to obszar dotykający spodu oparcia krzesła.

 

Jeżeli praktykujecie medytację w formie jakiej nauczał John Main, to musicie skupić wszystkie zmysły na słowie. Zauważcie, że nasz umysł zawsze będzie wprowadzał zamęt. Umysł się nie podda. Nie da się go wyłączyć, zatem trzeba mu dać jakieś zajęcie. Ale jakie? Niech słucha dźwięku słowa. Wypowiadamy słowo, lecz nie głosem czy ustami – to umysł ma się w nie wsłuchiwać. Można dodać do tego jeszcze wdechy i wydechy. Teraz będziecie mogli zająć umysł dwoma rzeczami: oddechem i dźwiękiem słowa. Oddychamy swobodnie, od czasu do czasu głęboko, jeżeli czuje się taką potrzebę. Biorąc wdech należy pamiętać o trzymaniu mostka i klatki piersiowej w pozycji wyprostowanej, a przy wydechu rozluźniamy brzuch.

 

Proponuję wam piękne słowo, „Maranatha”. Tych z was, którzy nigdy wcześniej nie medytowali, proszę, żeby wsłuchali się w jego dźwięk: ma-ra-na-tha – to cztery równe sylaby o tej samej wartości, wypowiadane bez spięcia i pośpiechu, ale za to z miłością. Trzeba kochać, aby móc wypowiadać mantrę. Nasza chrześcijańska mantra znaczy po aramejsku „Pan przychodzi” albo „Przyjdź Panie”. W czasie medytacji nie będziemy się zagłębiać w jej znaczenie, skupimy się całkowicie na jej brzmieniu, tak aby porzucając wszystkie zajmujące nas sprawy, zatopić się w obecności Ducha, który w nas mieszka. Ducha zmartwychwstałego Pana, który pomaga nam wołać: „Abba, Ojcze!”. Jedyną autentyczną modlitwą jest modlitwa pochodząca wprost z Jezusowego serca. Nic innego się nie liczy. Wszystko inne jest tylko modlitewnym hałasem. Mamy ten przywilej, że możemy wejść w tę przestrzeń modlitwy Jezusa i być w niej jednością ze zmartwychwstałym Panem i Jego Ojcem.

 

Reasumując: siadamy na krześle, obie stopy opieramy płasko na podłodze. Kość ogonową wciskamy mocno do tyłu w oparcie krzesła. Trzymamy kręgosłup wyprostowany. Uważajcie, by mostek się nie zapadał, ramiona należy otworzyć szeroko. Można leciutko pochylić głowę. Dłonie powinny spoczywać na udach. Zamykamy lekko oczy, ale wewnętrzny wzrok spogląda na serce. Odmawiamy modlitwę wstępną i pogrążamy się w 20-30 minutowym słuchaniu brzmiącego w nas słowa Ma-ra-na-tha.

                  

Ojcze niebieski, otwórz moje serce

na cichą obecność Ducha Twojego Syna.

Wprowadź mnie w misterium ciszy,

w której Twoja miłość objawia się wszystkim,

którzy wołają Maranatha!

 

 

Czytaj też: Siadamy do medytacji z ojcem Joe Pereira

 

fot. Andrea Kong

 

 

Print Friendly and PDF