Czytanie na dziś: czytaj dalej
Robert Kennedy SJ Konferencje

ROBERT KENNEDY SJ

O. Robert Kennedy SJ urodził się w Nowym Jorku, został wyświęcony na kapłana w Japonii, gdzie praktykował i studiował zen u japońskiego mistrza Roshi Yamada. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych w 1998 roku, kontynuował buddyjskie studia i praktykę zen i jako pierwszy ksiądz katolicki w USA otrzymał honorowy tytuł Roshi. Jest kierownikiem Katedry Teologii w St Peter's College, Jersey City, gdzie wykłada teologię i język japoński, jak również praktykującym psychoterapeutą w Nowym Jorku i autorem książek dot. znaczenia zen dla chrześcijan. Jego głęboka wiedza i szacunek dla buddyzmu, połączone z wypełnianiem zakonnego powołania jezuity, czynią zeń niezastąpionego orędownika szczerego dialogu międzyreligijnego.

O buddyzmie

 

Ruth Fowler:  – Jest wielu ludzi, którzy trwają niejako w zawieszeniu między buddyzmem a chrześcijaństwem, którzy czują się buddystami i w sercu kochają Chrystusa. Co  Ojciec mógłby im doradzić?

O. Kennedy: Szczerze mówiąc, nie wiem. Nigdy nie byłem rozdarty między katolicyzmem i buddyzmem. Jestem katolikiem i to, co staram się pokazać, to fakt,  że chrześcijanie mogą praktykować zen jako zen. Lekarstwo, które proponuje zen,  możemy wziąć bezpośrednio, nie trzeba do niego mieszać chrześcijaństwa. Z drugiej strony, praktykując zen, nie musimy odrzucać chrześcijaństwa. To jest podobnie jak z muzyką. Katolicy mogą studiować muzykę i nie ma w tym żadnego konfliktu z ich przekonaniami religijnymi. Jesteśmy wolni i możemy to robić. Nie czuję, że jestem mniej katolicki, bo jestem zakochany w buddyzmie i nauczam go. Ktoś zapytał mnie o różnicę między zen a psychoanalizą. Pomyślałem, że to jest dokładnie tak samo jak z chrześcijaństwem i zen – są to dwie różne dziedziny i nie ma co ich mieszać. Mogą istnieć niezależnie. Przez lata, kiedy byłem młodym człowiekiem, wielu pytało: „Czy katolicy mogą chodzić do psychoanalityka? Czy możemy pójść na terapię?". Teraz nikt już nawet o tym nie myśli w kategorii problemu. Wiele parafii na Zachodzie ma w swej ofercie pomoc terapeutyczną dla wiernych. Marzy mi się coś podobnego w stosunku do zen – że katolicy mogą go praktykować, tak jak odmawiają różaniec. Medytacja w zen jest jak najbardziej do przyjęcia przez katolicyzm.

O. Freeman: Wczoraj w drodze do domu słuchałem w radiu audycji z serii „Biskup i ateista”. Biskup, bardzo inteligentny człowiek, choć trzymał się oficjalnej linii nauczania, to z otwartym umysłem polemizował z zaproszonym do studia ateistą, który organizuje i prowadzi obozy dla młodzieży ; uczy na nich ateistycznego i krytycznego sposobu myślenia o Bogu i religii . Cała rozmowa odbywała się według utartego schematu tego typu dyskusji, ale w miarę  słuchania jej coraz dłużej, zauważyłem, że bardziej zgadzam się z tym ateistą niż z biskupem. Nie jestem ateistą i dla mnie jego podejście było zbyt dwuwymiarowe. Szanuję je, ale nie było inspirujące. Z kolei w języku biskupa było coś, co mnie irytowało. Mówił z pozycji defensywnej i moim zdaniem nie tyle bronił Pana Boga, ile jakiejś Jego koncepcji i wyobrażenia. Często wydaje mi się, że problem leży bardziej w języku i symbolice, którymi się posługujemy niż w samej istocie rzeczy. John Main mawiał, że musimy dążyć do wypracowania nowego słownictwa naszej wiary. To nie znaczy, że wyrzucamy przez okno wszystko to, co wydarzyło się do tej pory, ale musimy odświeżyć i odnowić sposób komunikowania. Zdaniem ojca Johna Maina medytacja rozpocznie ten proces przedefiniowywania religijnych pojęć. Współczuję tym, którzy czują się rozdarci w swoich korzeniach tożsamości religijnej, bo wiem, że to może być bardzo trudne. Czy jestem chrześcijaninem? A może już buddystą? Jeśli jako chrześcijanie będziemy głębiej wchodzić w kontemplację – czy to jako medytujący w zen, czy w tradycji Johna Maina, czy w jakikolwiek inny sposób, który włącza nas w kontakt z modlitwą kontemplacyjną – to myślę, że przeniesie nas to poza ów problem tożsamości. Na poziomie globalnym mamy do czynienia z okresem przechodzenia do nowego stanu świadomości religijnej, z którego uda nam się lepiej dostrzec bogactwa naszych tradycji religijnych. Dalajlama radzi ludziom Zachodu, aby nie zmieniali religii, mówiąc: „Jesteś wolnym człowiekiem i możesz to zrobić, ale gorąco radzę, abyś tego nie czynił”. Nie jest to z jego strony żaden gest religijnej uprzejmości. Myślę, że on po prostu bardzo dobrze wie, jak trudno jest zmienić religię, przynajmniej tak trudno, jak zmienić język lub kulturę. Myślę, że musimy przebrnąć przez ten etap przejściowy, by dojść do głębszego, mądrzejszego i mniej spolaryzowanego rozumienia tożsamości religijnej.

 

Ruth Fowler: W ciągu ostatnich kilku dni ojciec Robert mówił dużo o zaangażowaniu w codzienne życie. Użył określenia „buddyzm na czubku palców dłoni”. Biorąc pod uwagę, że również w tradycji chrześcijańskiej mówi się o kontemplacji i działaniu, powstaje pytanie: dlaczego nie mamy więcej chrześcijańskich i buddyjskich rewolucjonistów?

O. Freeman: Myślę, że   jest wielu cichych kontemplacyjnych rewolucjonistów – kiedy codziennie próbują sobie poradzić z problemami finansowymi i emocjonalnymi w domu czy w drodze do pracy, która często ich nie satysfakcjonuje. Jest wielu ludzi, którzy odbywają głęboko mistyczną podróż pośród tych wszystkich zwykłych zajęć. Niestety, nie  ma ich wielu w polityce, wśród hierarchówh naszych religii, brakuje ich wśród prezesów korporacji, choć  zdarzają się chwalebne wyjątki. Myślę, że wykorzystując technologię komunikacji, musimy połączyć tę armię milczących aktywistów i budować wielki klasztor bez ścian, aby ci ludzie wiedzieli, że są we wspólnocie podobnych im kontemplatyków, którzy jak oni borykają się z problemami codziennego życia. Niedawno mieliśmy wielki krach finansowy,  zmierzamy wielkimi krokami do katastrofy ekologicznej, czeka na nas  wiele globalnych problemów ekonomicznych i społecznych. Miejmy nadzieję, że nie pojawią się wszystkie jednocześnie. Wszechobecna ślepota, z którą  podchodzimy na przykład do ocieplania się klimatu i ekologii, oznacza, że prawdopodobnie  w ciągu najbliższych 50 lat będziemy mieli do czynienia z serią katastrof na skalę światową. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy budowali tę sieć cichej infrastruktury, sieć ludzi duchowo mądrych. Księga Mądrości widzi nadzieję na zbawienie świata w dużej grupie  mądrych ludzi. Nie można ich policzyć i zobaczyć – aż do momentu, kiedy pojawi się kryzys. Być może oni będą mogli poprowadzić ludzkość do odnowy.


O. Kennedy: Nie sądzę, że jakikolwiek sposób na życie ma rację bytu, jeżeli nie jest życiodajny. Bycie religijnym, bycie duchownym, to za mało. Czy twoje kapłaństwo daje życie? Dlatego musimy uważać, aby nie dać się złapać żadnej instytucji religijnej, w której więdniemy. Nie jest ważne, że inni świetnie się w niej czują. Jeżeli ja w niej marnieję, to nie mogę w niej pozostać.
Znalazłem w zen coś, co dawało mi życie, ale ja nie reprezentuję całej tradycji zen i mogę tylko przedstawić to, co udało mi się z niego wydobyć dzięki kilku wspaniałym nauczycielom, a zwłaszcza Yamada Roshi. Powiedział do mnie: „Nie próbuję zrobić z ciebie buddysty. Chcę cię ogołocić, tak byś stał się podobny do twojego Pana Jezusa Chrystusa, który ogołocił samego siebie”. Potem nie było już między nami dyskusji na ten temat. Pomyślałem, że to wspaniałe – ten buddysta dopiero zrobi ze mnie prawdziwego chrześcijanina! Życie, nie zen, jest tym, czego pragnę. Jeżeli zen miałby mnie odciąć od życia, nie chcę go. Nie idę ślepo za zen. Teraz jeszcze słowo na temat „buddyzmu na czubku palców dłoni”. Zen to nie jest sprawa głowy ani polerowania swojego wglądu, jeżeli  takowy w ogóle ci się przydarzy. Wgląd powinien prowadzić do działania, do miłosiernej służby innym. Jednak potrzebny jest też czas na wycofanie się ze społeczności w celu pogłębienia praktyki. Oczywiście z przeświadczeniem, że wrócę z jeszcze większą miłością i współczuciem, aby służyć i pomagać ludziom. Celem naszej praktyki jest stawać się człowiekiem w pełni. Jak długo zen mi w tym pomaga, tak długo za nim podążam.

 

Ruth Fowler: Wspomniał Ojciec o Jezusie przebaczającym grzechy. Jak zen rozumie przebaczenie?

 
O. Kennedy: W opowiadaniach o mnichach buddyjskich przebaczenie ma bardzo długą historię . O ile dobrze pamiętam, to co dwa tygodnie odbywali oni specjalne zebrania, na których robili coś w rodzaju rachunku sumienia względem wykroczeń związanych ze ślubami monastycznymi i prosili o przebaczenie. Nie ma to nic wspólnego z naszym chrześcijańskim, a szczególnie katolickim, rozumieniem przebaczenia. W buddyzmie nie ma indywidualnych spowiedzi. Nie postrzegają grzechu tak, jak my go rozumiemy. Nie ma u nich koncepcji Boga, więc grzech nie jest złamaniem przykazań Stwórcy. Dla nich liczy się filozofia: „zrób to lepiej następnym razem”. Glassman Roshi powiadał: „Jeśli na ulicy przeszedłeś obojętnie obok żebraka i nie dałeś mu jałmużny, nie zadręczaj się tym. Po prostu zrób to lepiej następnym razem”. Otworzyło mi to oczy na wiele rzeczy. Greckie słowo „grzech” oznacza „minąć się z celem”. Jeśli nie trafiłeś teraz, postaraj się trafić przy następnej próbie.

 

Print Friendly and PDF