Czytanie na dziś: czytaj dalej
Kim Nataraja Konferencje

KIM NATARAJA

Kim Nataraja urodziła się w Holandii. Od 1960 roku mieszka w Londynie wraz z mężem i dwójką dzieci. Jest emerytowanym wykładowcą języków nowożytnych. Od 1999 roku kieruje Szkołą Medytacji Chrześcijańskiej w ramach której prowadzi wykłady z cyklu Chrześcijańskie korzenie mistycyzmu. Kim jest benedyktyńskim oblatem WCCM, dyrektorką Szkoły Medytacji i członkiem założycielem towarzystwa Bede Griffiths Sangha. Aktywnie wspomaga prace WCCM na polu dialogu międzyreligijnego. 

Zmiany w ciszy medytacji


T.S. Eliot tak podaje definicję czystej modlitwy:

Nie jesteś tu by sprawdzać,
Kształcić siebie lub sycić ciekawość,
Czy składać sprawozdanie. Jesteś tu, by klęczeć –
Gdzie modlitwa miała swoją wagę. A modlitwa to więcej
Niż ład słów i świadome zajęcie
Modlącego umysłu lub dźwięk modlącego się głosu.*

 

W Kościele nauczano, i uczy się w dalszym ciągu, modlitwy recytacyjnej, modlitwy umysłem: powtarzamy formuły modlitewne, chwalimy Boga, składamy mu dziękczynienia, wstawiamy się za innymi. Są to akty niezwykle piękne, lecz pozostawiające nas na poziomie umysłu. Medytacja wydaje się mniej skomplikowana: „Po prostu powtarzaj swoje słowo”. Ale kiedy wiernie powtarzamy nasze słowo modlitwy, naszą mantrę, wkrótce nadchodzi moment, w którym porzucamy poziom modlitwy umysłem i zostajemy wciągnięci w głębszą modlitwę, skupioną modlitwę w głębi serca; nie modlimy się już umysłem, lecz modlimy się sercem: nie mówimy do Boga, lecz pozostajemy w Jego obecności, zapominając o sobie. Są osoby, które intuicyjnie wyczuwają, że działa to w ten sposób, więc medytacja je przyciąga: prowadzi je głód bliskości z Bogiem. Ale nawet w tradycyjnym sposobie modlitwy możemy spontanicznie dotrzeć do tych głębszych poziomów. Oto jest „czysta” modlitwa, jak ją nazywali wcześni chrześcijanie – sama esencja.

 

„Czysta” modlitwa posiada ogromną moc. W erze nauki zapomnieliśmy, jak potrafi być potężna modlitwa. Nie ma takiej możliwości, abyś wiernie medytując, i modląc się całym sercem, nie uległ stopniowej przemianie. Istotą tego sposobu modlitwy jest uwaga, i związana z nią świadomość. Świadomość jest kluczem, prowadzącym do zmian. Stopień zmiany zależy oczywiście od naszego zaangażowania, niemniej zmiany są pewne!

Nie jesteśmy jednak całkiem przekonani co do tego, czy chcemy się zmienić: dlaczego mam się zmienić? Jest dobrze, jak jest, dziękuję pięknie. Tak, lecz kto to mówi? Oto, poznaj swoje „ego”. Nie używam terminu „ego” w jego powszechnym, pejoratywnym znaczeniu, sygnalizującym osobę zorientowaną na siebie, własne potrzeby, upartą i zawziętą. Posługuję się nim w jungowskim rozumieniu, jako zewnętrznym aspektem naszego bytu, naszego świadomego centrum, zainteresowanym głównie tym, aby przetrwać. To nasz ekspert od „szkoły przetrwania”. Ego, które nie lubi zmian. Bo i nie lubi przemeblowywać taktyki przetrwania, po tym jak całą naszą młodość trudziło się na udoskonaleniem systemu, które zapewnić ma nam spokój i bezpieczeństwo.

 

Ego postrzega wędrówkę do ciszy głębokiej modlitwy, jako zagrożenie dla jego istnienia. W końcu porzucamy wszelkie słowa i wyobrażenia, które kształtują naszą zewnętrzną istotę; porzucamy niejako sferę wpływów ego. Ego zatem próbuje utrzymać nas w swojej kontroli, instalując w nas lęk przed zmianą i strach przed nieznanym. Sprawi nawet, że pomyślimy, iż zmienić się jest rzeczą niemożliwą. Zacznie nas przekonywać, że nasze aktualne poglądy czy opinie są całkowicie trafne. Sprzeciwi się zmianie z całą siłą. Jednakże, w tym niepewnym świecie wszak jedyną pewną rzeczą zdaje się być to, iż wszystko podlega zmianom. Z osobistego doświadczenia wiemy, że z upływem czasu zmieniają się nasze ciała, czy to nam się podoba czy nie. Nie wyglądam już, ani nie czuję się tak, jak wówczas, gdy miałam dziewiętnaście lat!

 

Niedawno przeczytałam interesujący artykuł w magazynie „Scientific American”, który opisuje, jak otwarty na zmiany jest nasz mózg. Eksperyment pokazywał, w jaki sposób zmienia się mózg osoby zaangażowanej w ukierunkowaną konwersację. Dowodzi to nie tylko tego, jak otwarci pozostajemy na wszelkie zmiany, ale niesie ze sobą istotne implikacje dla relacji międzyludzkich. Życie spędziłam w zawodzie nauczyciela. Znaną prawdą jest to, iż oczekiwania pedagoga wpływają na jakość pracy ucznia. Niemiecki poeta i dramaturg Goethe powiedział pod koniec XVIII wieku: „Jeśli traktujesz osobę wedle swojego wyobrażenia o tym, jaka jest, czynisz ją gorszą niż ona jest w istocie. Lecz jeśli traktujesz osobę wedle tego, czym mogłaby się potencjalnie stać, czynisz ją tym kim być powinna.” Nasz stosunek i uprzedzenia wpływają na to, co inni myślą o sobie. Konsekwentnie, wpływają też na to, jak inni postrzegają nas, oraz jak postrzegamy sami siebie. Inny eksperyment dowiódł, że gdy ludzie usiądą i zaczną razem medytować, chociaż diagramy ich fal mózgowych będą z początku różne, to po mniej więcej dziesięciu minutach, diagramy upodobnią się do siebie, a fale dominujące ulegną uspokojeniu. Oto dowód naukowy, jak wspieramy się wzajemnie w grupie medytacyjnej!

 

Jeśli przeobrażamy się powierzchownie w interakcji z innymi, to o ileż bardziej zmienimy się w ciszy medytacji, gdy wstępujemy w sferę oddziaływania naszego „prawdziwego ja w Chrystusie”. To komunia miłości w głębi naszego jestestwa, która oddziałuje i przemienia naszą osobowość w najbardziej zasadniczy sposób. Wszystko, co musimy zrobić, to skupić uwagę na naszym słowie, odrzucić lęk, otworzyć się na zmiany, otworzyć się na miłość i pozwolić Duchowi Zmartwychwstałego Chrystusa, aby wykonał pracę przemiany.

 

 

 

* Fragment poematu „Little Gidding” z „Czterech Kwartetów” Thomasa Stearns’a Eliota w przekładzie Krzysztofa Boczkowskiego.

fot. Jan M Bereza OSB

Print Friendly and PDF