Czytanie na dziś: czytaj dalej
Kim Nataraja Konferencje

KIM NATARAJA

Kim Nataraja urodziła się w Holandii. Od 1960 roku mieszka w Londynie wraz z mężem i dwójką dzieci. Jest emerytowanym wykładowcą języków nowożytnych. Od 1999 roku kieruje Szkołą Medytacji Chrześcijańskiej w ramach której prowadzi wykłady z cyklu Chrześcijańskie korzenie mistycyzmu. Kim jest benedyktyńskim oblatem WCCM, dyrektorką Szkoły Medytacji i członkiem założycielem towarzystwa Bede Griffiths Sangha. Aktywnie wspomaga prace WCCM na polu dialogu międzyreligijnego. 

Poza słowem i wyobrażeniem

 

Z chwilą, gdy siadamy, aby medytować i próbujemy skupić się na słowie mantry, myśli zaczynają kłębić się w naszych głowach. Problem bierze się stąd, że w miejsce uciszonego ciała, ruch wszczynają myśli. No wi ec i wędrujemy w marzeniach, odkopujemy wspomnienia, planujemy, spodziewamy się, martwimy. Wewnętrznie nadal jesteśmy wypełnieni ciągłych hałasem i ruchem, szalonym wirem urywanych myśli. John Main nazwał to „chaotyczną wrzawą umysłu, pustoszonego przez armię drobnostek i rozproszeń”. Ramakrishna porównał umysł do drzewa pełnego trajkoczących małp, które bez przerwy skaczą z gałęzi na gałąź.
Ojcowie i Matki Pustyni podkreślają, że obecność myśli jest nie do uniknięcia: Do Abby Pastora przychodzi brat i mówi: Mnóstwo rozproszeń nawiedza mój umysł. Jestem zgubiony. Starzec na te słowa wypycha go gwałtownie na zewnątrz i woła za nim: Otwórz poły płaszcza i schwytaj w nie wiatr! Na co tamten rzecze: Nie potrafię. Starzec na to: Tak, jak nie potrafisz schwytać wiatru, tak i nie zabronisz rozpraszającym myślom przychodzić do twego umysłu.

Wielce zawstydzające jest zdać sobie sprawę z tego, że większość naszych myśli jest bardzo powierzchowna. Wkrótce przychodzi rozczarowanie i pomysł, aby zrezygnować z medytacji, bo się nie nadajemy. Wytrwajmy! Po prostu skupmy się na słowie mantry z całą możliwą uwagą i akceptujmy to, co się wydarza. Nasze myśli, jakkolwiek chaotyczne, mają pełne prawo do istnienia. Kluczem jest akceptacja. Jung powiedział: „Mądrość ma początek w przyjęciu rzeczy takimi, jakimi są; w przeciwnym razie próżny trud.” My zaś przywykliśmy do wiecznego krytykowania i sądzenia siebie, więc gdy tylko siadamy do medytacji i pojawiają się rozproszenia, wpadamy w irytację. Im bardziej się denerwujemy, tym większy wysiłek wkładamy w stłumienie myśli, co czyni je jeszcze bardziej natrętnymi. Zamiast jednoczyć umysł, dzielimy go: jedna część walczy z drugą.

Ego postrzega myśli i wyobrażenia jako zasadnicze elementy naszej tożsamości. Tak długo, jak myślimy, jesteśmy przeświadczeni, że wiemy, kim jesteśmy oraz, że w miarę kontrolujemy bieg wydarzeń. Chcemy być przy sterze, tym samym czuć się bezpiecznie. Wychowano nas w mniemaniu, że myśl jest najwyższą formą ludzkiej aktywności. Kartezjusz w swojej sentencji: „Myślę, więc jestem” wprost powiązał istnienie z myśleniem. Niemyślenie równałoby się zatem nieistnieniu; zagraża więc przetrwaniu.

mysliJakże trudno zostawić myśli za sobą, nieprawdaż? Odpuścić sobie wszelkie rozmyślanie czy wyobrażenia. Ale, jeżeli zaakceptujemy nasze myśli, jako naturalny składnik nas samych, odkryjemy, że one też cichną. Myśli, obrazy, emocje stają się problemem jedynie wówczas, gdy pozwalamy im się schwytać, gdy ulegamy pokusie podążania za nimi. A przecież mamy wybór: możemy albo dać się ciągnąć myślom albo skupić się na słowie mantry. Wolny wybór. Czasem nazwanie tego, co się wydarza – myśli, po prostu myśli – gdy przeszkadzają w medytacji, pomaga nam odciąć się od nich. Powoli cichną, stają się mniej natarczywe; stają się czymś na podobieństwo muzyki sączącej się z głośników w supermarkecie: słyszysz ją, lecz prawie nie jesteś tego świadomy. Uruchamiamy naszą uwagę i stajemy się świadomi przestrzeni oddzielających myśli. Przestrzenie te stopniowo powiększają się. Wolniuteńko mantra przejmuje w nich niepodzielne panowanie, u progu drzwi do ciszy.

Kiedy medytujemy, obserwujemy łagodnie nasze myśli, jak płyną, i nie przywiązujemy się do żadnej z nich. Pamiętam jedną z reklam zachęcających do medytacji. Hinduski guru, w typowym dla siebie stroju, utrzymujący równowagę na desce surfingowej, przecina fale. Pod spodem napis: „Fal nie powstrzymasz. Możesz nauczyć się surfować”. W medytacji, deską surfingową jest słowo mantry, a myśli falami.

Czasem będziemy surfować po mistrzowsku. Innym razem, myśli ucichną zupełnie, morze pozostanie gładkie i spokojne, my leżymy na naszej desce do surfowania, umysł pozostaje nieruchomy i cichy. Jeszcze innym razem, ogrom myśli nie pozwoli nam nawet podjąć mantry. Morze wyda się zbyt wzburzone, aby surfować. Wtedy po prostu przyjmij i zaakceptuj swój stan tego dnia. Czasami, nawet po medytacji wypełnionej mnóstwem rozproszeń, poczujemy się spokojni. Powierzchnia naszego umysłu, jak i morza, może być gwałtowna, lecz w głębi jest wiecznie trwający pokój.

W medytacji pozwalamy odejść myślom i obrazom, wszelkiej aktywności racjonalnego umysłu, ego – myśleniu, wspomnieniom, wyobrażeniom. W zwykłej codzienności potrzebujemy ego, aby przetrwać, ale podczas medytacji jego nadzór jest zbędny. Musimy być dzielni i pozwolić odejść myślom i obrazom. W wykraczaniu poza myśli i obrazy następuje transcendencja ego. Myśli są nietrwałe i zmienne. Są wynikiem ograniczonej subiektywnej percepcji, zabarwionego emocjami spojrzenia na jedną, materialną, stronę rzeczywistości.
 
Prawdziwą naturą umysłu jest cisza. Mistrz Eckhart powiedział: „Nic nie opisuje Boga tak dobrze, jak cisza”. W głębi pozostajemy „dziećmi Boga”, dziećmi wiecznej ciszy. Medytacja pomaga nam odkryć, kim jesteśmy naprawdę, poza fragmentarycznym portretem zewnętrznej strony egzystencji, poza zasięgiem ego.

 

fot.wccm.pl

Print Friendly and PDF