Czytanie na dziś: czytaj dalej
Spotkania i Rekolekcje Konferencje

Ojciec John bardzo zachęcał, by nie szczędzić wysiłku w przekazywaniu medytacji innym – by uczyć jak medytować po chrześcijańsku - i dzielić się jej doświadczeniem. Doskonale rozumiał, że najważniejszy jest osobisty przekaz, i że każdy z nas medytuje tylko dlatego, że dar ten został mu w którymś momencie życia przez kogoś, w sposób osobisty, przekazany. Jak każdy dar Ducha, także i ten wymaga, by się nim podzielić dalej.

Rekolekcje Łukęcin 10. 2012

 

„Kto ma uszy, niechaj słucha, co mówi Duch do Kościołów. Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto (je) otrzymuje." Ap 2,17

Tegoroczne jesienne Rekolekcje Medytacji Chrześcijańskiej grupa szczecińska działająca przy klasztorze ojców dominikanów zorganizowała w Łukęcinie w dniach 12-14 października 2012 w domu zakonnym ojców paulinów.

Organizacją zajął się Stefan Łowicki, pomagała mu żona Dorota i synowie. Konferencje głosił oblat benedyktyński WCCM-u Maksymilian Kapalski, który przyjechał do nas aż z Cieszyna. Na rekolekcje przybyło 28 osób (w tym 6 małżeństw i 3 dzieci) z różnych części kraju (Łodzi, Jeleniej Góry, Kołobrzegu, Gdańska...) oraz z Niemiec (Polacy mieszkający na stałe w Hamburgu). Grupa była mieszana, niektórzy po raz pierwszy uczestniczyli w medytacjach, inni już od dawna medytują. Było to wspaniałe, że razem stworzyliśmy na te trzy dni wspólnotę ludzi, których łączyło poszukiwanie Boga w ciszy. Wszyscy stali się dla mnie bardzo bliscy, choć tak naprawdę niewiele o nich wiedziałam. Medytacja to trwanie w ciszy, wspólnych rozmów było bardzo niewiele, a Paulina i Maksymilian przypominali, by pobyć samemu w ciszy i z tą ciszą w sobie się zmierzyć. U ojców paulinów mieliśmy do tego komfortowe warunki, jako że byliśmy jedynymi gośćmi w ich domu. Ojcowie gościli nas z dużą życzliwością, cierpliwością i zrozumieniem. Kuchnię dostosowali do naszych potrzeb i gustów. Otwarci byli na sugestie żywieniowe i organizacyjne. Kościołem, klasztorem i domem rekolekcyjnym opiekuje się 2 ojców i jeden brat zakonny, to oni wraz z panią kucharką przygotowywali nam posiłki. Naprawdę mieli co robić. Dawali przy tym budujący przykład wspólnoty ewangelicznej. Konferencje prowadzone przez Maksymiliana były podporządkowane kilku tematom wiodącym.

„Porzucić ego by wrócić do siebie”

Powrócić do siebie, czyli poznać siebie, porządkując w sobie całe zamieszanie świata, które nas gna w różne, często przeciwstawne strony. Zaprowadzić wokół i w sobie ład czasu i przestrzeni. Bo im więcej mamy ciszy w sobie, tym mniej jesteśmy zależni od hałasu i zamieszania na zewnątrz. W ciszy porządkują się nasze sprawy i nasze życie - mówił Maksymilian. Cisza jest esencją stanu naszego umysłu, w niej odnajdujemy siebie naszym sercu. Maksymilian odwoływał się do badań naukowych nad sercem, które stwierdzają, że serce wytwarza pole elektromagnetyczne. Potrafi przesłać fale na wiele kilometrów.

To nasze emocje wpływają na rodzaj tych fal. Czy zatem ”efekt motyla” wytwarzamy w swoim sercu? Gdy jest w nas smutek, niepokój, ciągły pośpiech, cisza nie może się w nas przebić, wtedy gubimy sens... Gdy zaś budujemy i chronimy ciszę w nas i żyjemy w uładzonym czasie i uporządkowanej przestrzeni, wtedy chronimy się przed wpadnięciem w pętlę działalności.

„Uważność - droga do środka”

Ćwiczeniem w uważności były spacery medytacyjne na świeżym powietrzu, czy podczas deszczu w długim korytarzu domu rekolekcyjnego. Każdy z nas, jeden za drugim w skupieniu, ciszy i uważności podążał krok w krok za osobą poprzedzającą, starając się dostosować swoje tempo i ruch do niego. Jak mrówki maszerujące jedna za drugą. Znamy tylko niewielką część rzeczywistości która nas otacza. Uważność to droga do środka, którą można osiągnąć poprzez 3 prawa benedyktyńskie: zmianę obyczajów, czyli staranie się o zmianę nawyków i przyzwyczajeń, wewnętrzną stałość i uważność w każdym aspekcie życia. Być uważnym to zauważać i troszczyć się o tą chwilę która właśnie jest. Uważność to ucho serca. Tak trudno mieć serce słuchające, ale jednocześnie jak dobrze spotkać kogoś, kto nas wysłucha. Maksymilian podkreślał, że droga do Boga wiedzie przez ciszę i przez uważność (czyli przez tu i teraz). Uważność to szacunek nie tylko dla człowieka, ale dla całej przyrody ożywionej i nieożywionej. Jeśli wczuję się w sytuację żywych stworzeń poczuję i zobaczę jak bardzo jesteśmy sobie bliscy. Bliźni to ten, co jest blisko, to też zięba czy sikorka na chodniku, to nasi bracia mniejsi jak mówił św. Franciszek. Św. Benedykt mówił o szacunku dla sprzętów i przedmiotów, ponieważ są dziełem pracy ludzkiej. Uważał, że wszystkie sprzęty należy tak traktować, jak sprzęty liturgiczne. Uważność to bardzo dokładne wykonywanie nawet drobnych czynności, które po wykonaniu okazują się niezbędne. W obecnych czasach nastawionych na ciągłe zdobywanie, uważność jest bardzo pożądaną cnotą. Jeśli nie widzimy i nie szanujemy bliźniego, to jak możemy szanować Boga którego nie widzimy? A przecież jedynym celem życia jest poznać Boga! - prawdziwie! Takim jakim jest. Maksymilian zapytał nas z uśmiechem: ”Jak wygląda gęś?” – „Gęś wygląda oczami”.

Mój biały kamyk

Zastanawiałam się więc ...- jak wygląda mój Bóg? – chyba wygląda ciszą..., a cisza to harmonia i równowaga. Mój Bóg w tym jest. Równowaga między modlitwą, pracą, domem, rozwojem duchowym. To moje ja odkryte w głębokiej ciszy, która uwalnia od trosk, planów i natarczywych wspomnień. Cisza daje pokój w sercu. Biały kamyk medytacji mam w sercu i daje on pełnię pokoju radość i ufność czyli nadzieję w Bogu. Biały kamyk znalazłam na plaży. Długo go szukałam, byłam wymagająca, wiele odrzuciłam. To musiał być kamień w którym „zobaczę siebie”. Noszę go w kieszeni płaszcza. Codziennie idąc do pracy obracam go w palcach, nagrzewam w dłoni. W sercu odzywa się rytm oddechu, cichy szum fal i słowo Maranatha.

Ciche i potężne, harmonizujące mnie ze wszystkim dookoła ludźmi, miastem, przyrodą, wszechświatem. Czuję to mocno, wręcz namacalnie. Tak samo jak dotykam białego, kanciastego kamienia z plaży w Łukęcinie, Bóg jest ze mną. Maranatha jak droga - prowadzi.

Medytacja pociąga, gdy w nią wejdziesz, a raczej gdy ona w ciebie wejdzie. Poczujesz, że nie możesz się doczekać na kolejne spotkanie, to chyba tak, jak zakochanie. Siedzisz w ciszy, Maranatha brzmi we mnie, jak wiatr w liściach drzew lub w łanach traw na bieszczadzkim zboczu... Zapiera dech... milczę. Brzmi Maranatha, a ja czuję się szczęśliwa tą chwilą. Bywa, że trwa bardzo krótko, bo wcześniej długo przepływają przeze mnie różne rozproszone myśli, zadania, problemy, wspomnienia. Jak obłoki gnane po niebie nachodzą na siebie, gromadzą się, nie dają spokoju, męczą jak bałagan w pokoju. Cierpliwie czekam, czekam, aż myśli odpłyną. Maranatha je porządkuje, wygładza, układa warstwami w odpowiedniej szufladzie. Już jest porządek.

Każdy z nas przybywający na rekolekcje jest inny i zupełnie różne miał drogi wiodące do tego miejsca, w którym się spotkaliśmy. Siadamy na naszych drewnianych stołkach, poduszkach z łuską gryczaną albo na krześle. Razem trwamy w ciszy. Poczucie wspólnoty jest potrzebne każdemu z nas. Jakże jest to cenne. Dziękuje Wam, że razem byliśmy i jesteśmy.

 

Julia Kiziewicz, WCCM Szczecin

 

Print Friendly and PDF