Czytanie na dziś: czytaj dalej
Wtorek Wielkiego Tygodnia

Dzisiejsza Ewangelia pokazuje scenę, w której Jezus mówi uczniom, że zostanie zdradzony (J 13, 21-38). Musimy pamiętać o  tej ciemnej stronie historii Wielkiego Tygodnia, jeżeli mamy rozpoznać światło, które pojawia się na jej końcu. Wydarzenia te są dla nas źródłem podobnego niepokoju, jak dla widzów szekspirowskiego Otella postać gorszyciela i zdrajcy Jagona, który doprowadził do upadku swojego pana. Na końcu sztuki, po tym jak jego czyny zostały ujawnione, a on sam potępiony, Jagon  odmawia wyjaśnienia motywów swoich działań. Mówi tylko: „Daremno pytać; co wiecie już, wiecie, Odtąd z ust moich słowa nie usłyszysz.” Jeżeli chcemy odkryć znaczenie czynu lub zdarzenia musimy patrzeć na coś głębszego niż same motywy. Prawdy o tajemnicy zdrady nie odnajdziemy w wyjaśnieniach.

Dzisiejsze czytanie z proroka Izajasza przypomina nam, że Jezus jest identyfikowany ze starożytną prorocką, wręcz archetypiczną postacią cierpiącego sługi i zranionego uzdrowiciela. Izajasz w pierwszych wersach 49 rozdziału pisze: „Wyspy, posłuchajcie Mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię”.

Szukamy odpowiedzi na pytanie „Kim jestem?”, co w zasadzie oznacza „Skąd pochodzę?”. Dopiero potem może pojawić się pytanie: „Dlaczego jestem?” Rozwiązanie tego pytania, jak sugeruje nam prorok Izajasz, odnosi się do okresu poprzedzającego narodziny (gdy nie było jeszcze słów), należy go więc szukać w ciszy, która następuje po tym, jak już wybrzmią słowa.

Historia Jezusa, podobnie jak nasza, wkracza w wymiar czasu przez poczęcie, uformowanie ciała w łonie matki i narodziny. W tej historii - a będzie tak i z nami - jest ostatni oddech i złożenie do grobu. Chrześcijaństwo wyróżnia wiara we wcielenie Boga. W żadnej innej tradycji ciału nie przypisuje się takiej wagi. Tymczasem zachodni chrześcijańscy moraliści przyznali ciału, jako siedlisku pokus i pożądań, status czynnika ryzyka. Purytański i gnostycki prąd w chrześcijaństwie nigdy jednak nie mógł całkowicie umniejszyć znaczenia ciała. Jezus zmartwychwstał w ciele. Przeczucie zmartwychwstania ciała pojawia się już w Starym Testamencie. Hiob woła: „ciałem swym Boga zobaczę” (Hi 19, 26). I choć aniołowie są bliżej Boga, to my jesteśmy bardziej do Niego podobni gdyż, tak jak Bóg w Jezusie, posiadamy ciało. W ciele Bóg płakał, odczuwał zmęczenie i niecierpliwość, kosztował wina, miłował, został zdradzony i cierpiał.

Wschodnie tradycje mądrościowe w większym stopniu traktują ciało jako narzędzie rozwoju duchowego. Joga, Tai Chi, Tantra podkreślają niedocenianą przez chrześcijaństwo praktyczną mądrość, której podstawą jest nasze ciało. W azjatyckich tradycjach istnieje pojęcie transformacji człowieka, jednak ciało fizyczne postrzegane jest w nich jako „opakowanie”, narzędzie czy materiał ostatecznie podlegający rozpadowi.

Chrześcijaństwo uznaje, że ciało Jezusa przekształca się w Ciało Chrystusa. Przemienia się ono przez Zmartwychwstanie, które objawia przeznaczenie każdego z nas. Możemy więc na wzór Chrystusa oczekiwać duchowego ciała. Jak mówi Teilhard de Chardin: „duch to rozświetlona materia”. Będziemy więc jaśnieć na wieczność w naszych ciałach.

Brzmi to dobrze, ale przekonamy się jak naprawdę będzie, gdy przyjdzie nam tego doświadczyć. Na razie widzimy Jezusa jako osobę w ciele, tak jak i my zakotwiczą w świecie i określonym czasie poprzez zmieniające się ciało, które jest łącznikiem z głębszą naturą rzeczywistości.


Laurence Freeman OSB


Fot. Benjamin, dzięki uprzejmości Magdaleny i Sebastiana Schreglmann


Print Friendly and PDF