Czytanie na dziś: czytaj dalej
Wielki Czwartek

Benedyktyński mnich Bede Griffiths był wielkim zwolennikiem II Soboru Watykańskiego. Było jednak takie zdanie w jednym z soborowych dokumentów, co do którego miał wątpliwości. Zdanie to mówiło, że Eucharystia jest „źródłem i szczytem” życia Kościoła. Ojciec Griffiths kochał Eucharystię i codziennie z dbałością o piękno celebracji sprawował ją w swoim benedyktyńskim aśramie w Indiach. Miał jednak odczucie, że lepsze z teologicznego punktu widzenia byłoby sformułowanie, że źródłem i szczytem życia Kościoła jest Duch Święty.

Każde z tych dwóch stwierdzeń ma swoje bardzo znaczące konsekwencje. Eucharystia jest sakramentem. Kościół sprawuje zwierzchnictwo nad formą jego sprawowania. Jeżeli wybierzemy wersję stwierdzenia wskazującą na Eucharystię, to znaczyłoby to, że źródło i szczyt życia Kościoła zależy od kościelnego prawa i tych, którzy to prawo stanowią. Jeżeli powiemy, że źródłem i szczytem życia Kościoła jest Duch Święty – ileż niebezpiecznej dozy wolności to uwalnia - „gdzie jest Duch Pański - tam wolność” ( 2 Kor 3, 17).

Dzisiaj, w Wielki Czwartek, upamiętniamy czas kiedy Jezus przemienił chleb i wino w Swoje Ciało i Krew. Zgodnie z tradycją powszechną w Jego czasie i kulturze spożywał On Wieczerzę Paschalną w pozycji pół-leżącej, w towarzystwie bliskich mu osób. Żywy przekaz mądrości, jakim jest Eucharystia wywodzi się z rytuału, jakim był posiłek dla przyjaciół i rodziny. Ostatnia Wieczerza rozpoczęła się jednak inaczej, niż było to powszechnie w zwyczaju. Jezus nalegał, by mógł obmyć nogi Apostołom, których nie nazwał sługami czy uczniami, lecz przyjaciółmi. To odwrócenie porządku odzwierciedla zmianę, jaka zachodzi w tym, co stało się agapą sprawowaną w domach wczesnochrześcijańskich i ostatecznie sakramentem Eucharystii. Reguły obrzędu ofiarowania zostały odwrócone. Ofiary nie składał Bogu kapłan w imieniu ludzi. Ofiarą była sama składająca ją Osoba, która poświęcała się dla tych, z którymi dzieliła stół. Żaden z uczestników Ostatniej Wieczerzy nie odmówił przyjęcia chleba i wina. Nawet Judasz nie został ich pozbawiony.   

Jeżeli nie podchodzimy do Eucharystii ze świadomością tego radykalnego odwrócenia ról i nieoczekiwanej zmiany klasycznego pojęcia ofiary, możemy łatwo przemienić ją w kolejny rytuał religijny podkreślający tożsamość określonej grupy osób, polegający na wykonywaniu możliwych do przewidzenia czynności na oczach biernej widowni. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że tak się często dzieje. Zatraca się wtedy mistyczna natura Eucharystii. Jednym ze sposobów, w jaki możemy uchronić przed zbanalizowaniem ożywczą duchową wartość i przemieniającą moc Mszy Świętej jest otwarcie się na jej wymiar kontemplacyjny. Środkami do tego mogą być wydłużenie okresów ciszy, rozdzielenie czytań między uczestników, by ich treść nie była przekazywana wyłącznie w kierunku od ambony do wiernych, medytacja po najbardziej mistycznym momencie, po przyjęciu Komunii Świętej.

Niektóre Kościoły chrześcijańskie nie przywiązują należnej wagi do Eucharystii, inne podkreślają jej wartość kosztem innych aspektów modlitwy chrześcijańskiej. Moje własne doświadczenie jest takie, że w miarę upływu lat coraz bardziej wzrastam w miłości i zachwycie dla zawsze nowej tajemnicy Eucharystii. Im bardziej kontemplacyjnie ją sprawuję, przeznaczając na to właściwą ilość czasu, dając sobie poza nią czas na przebywanie w ciszy, wsłuchując się w czytania,  rozważając Słowo – „łamiąc” je tak, jak łamie się chleb i łącząc obecność Chrystusa w chlebie i winie z jego obecnością w sercu każdej z obecnych osób, tym bardziej Eucharystia dotyka mojego duchowego głodu i pragnienia i jednocześnie je zaspokaja. W sposób widzialny dzieje się w niej to, co w czasie medytacji. 

 

Laurence Freeman OSB

Print Friendly and PDF