Osobiste doświadczenie Boga jest czymś niezależnym od wrodzonych talentów czy wykształconych umiejętności. Jest to dar, jaki posiadamy wszyscy, bo nadaje on nam ten sam cel wędrówki i ten sam najgłębszy sens istnienia. Do naszego aśramu w Indii, docierają ludzie ze wszystkich zakątków Ziemi i jest w tym coś niesamowitego, że wszyscy oni tropią to samo Coś. Chcą żyć pełniej, być bardziej sobą, być bliżej z Bogiem – „urzeczywistnić Boga” jak mawiamy w Indiach. Niestety, większość ludzi zatraciła w sobie ten potencjał na głębię. Jest on tak stłumiony, że praktycznie nie zdają sobie z tego sprawy, że go wogóle posiadają. Ma to szczególnie miejsce w konsumpcyjnych społeczeństwach Zachodu, gdzie troski dnia i pogoń za przyje-mnościami niewiele zostawiły ludziom czasu i sił, by wyjść poza nie. Wraz z tym zatraciła się w nich zdolność otwarcia na transcendencję. I to jest to, co medytujący starają się odzyskać na nowo.
Ojciec John nazywa ten stan poszukującego ducha „nowym stworzeniem”. W języku naszej kultury grzech jest tym czymś, przez co utraciliśmy zdolność transcendencji – to stan alienacji wobec naszej prawdziwej natury. Grzech jest odosobnieniem. To porażka zobaczenia siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy w relacji do świata
i do Boga. „Nowe stworzenie” jest odnową, która się w nas dokonuje, gdy stopniowo budzimy się z fałszywego sposobu postrzegania.
W Indiach często zadajemy sobie pytanie „Kim ja jestem? Czy ja to to ciało, które tu siedzi i do was mówi? A może jest coś, co przekracza granice fizyczne mego ciała i zdolności mego umysłu? Jak pisze ojciec John „Nowe stworzenie jest przejściem poza wszelkie wyobrażenia i iluzje, które projektujemy na siebie i na świat wokół nas. Jest to odnalezienie naszej prawdziwej natury, naszej prawdziwej jaźni, które skrywają się poza tymi iluzorycznymi zjawiskami.” Wszyscy z nas, cała ludzkość, mamy silne skłonności do gubienie się w tych iluzorycznych zjawiskach. John Main widział powołanie owego skrytego w nas mnicha, jako drogę transcendencji. Także Karl Rahner, wielki teolog i mistyk, który miał głęboki wgląd w misterium Boga, określił człowieka jako istotę „ ustanowioną do samo-transcendencji” – czyli możną do przekroczenia samej siebie.
Dziecko w miarę tego jak rośnie, staje się coraz bardziej świadome samego siebie. W końcu musi oddzielić się od matki, by stać się samodzielną osobą. Ego samo w sobie nie jest złe. Trzeba nam wykształcić ego, zdrowe poczucie odrębności od innych. Problem w tym, że gdy się w nim zamykamy, to ono zamyka nas na innych i na samego Boga. Taka wyalienowana jaźń jest źródłem wszelkiego zła. Łaska Boga, której doświadczamy w modlitwie i medytacji uzdalnia nas do przekroczenie ego. Ta droga samo-transcendencji Karla Rahnera jest dla ojca Johna jednocześnie drogą miłości. Mówił o niej jako o ”wyjściu poza siebie do drugiego człowieka”. Dlatego nazywał ją „nieskończoną ekspansją ducha”. Kochać to „rozszerzyć” się. Otworzyć na nieskończoność miłości, którą nazywamy Bogiem. To otwarcie z kolei prowadzi do „kreatywnego rozwoju całej jednostki, poprzez pogłębienie wewnętrznej harmonii serca i umysłu.” Pomału jawi się nam prawdziwe znaczenie „nowego stworzenia” jako wyjście poza świat projekcji i iluzji. Brzmi to może łatwo i przyjemnie, ale w rzeczywistości projektowane przez nas idee na otaczający nas świat bardzo nas samo-ograniczają.
Naukowcy mówią nam dzisiaj, że wszystko to, co widzimy jest jedynie trójwymiarową iluzją. Nauka zaczyna ujawniać nam świat jako zbiór wibrujących z różną częstotliwością pól energii. Wewnątrz nich pojawiają się różne formy i struktury, które my interpretujemy jako trójwymiarową rzeczywistość. Jest to więc iluzja, bo jak zaczynamy dostrzegać, prawdziwa natura świata leży poza tym, co bezpośrednio rejestrujemy zmysłami.
Modlitwa i medytacja to drogi wyjścia poza iluzje, to doświadczenie prawdziwej rzeczywistości. Tą rzeczywistością jest sam Bóg. Nic więc dziwnego, że daje się On jedynie poznać poza wszystkimi pozorami.
fot. wccm.pl