Czytanie na dziś: czytaj dalej
Gerald Rossebery Konferencje

GERALD ROSEBERRY 

Pastor Gerald Roseberry kieruje grupą doradczą Centrum Cornerstone, ekumenicznej filii WCCM w aglomeracji Phoenix/Arizona. Jest emerytowanym prezbiteriańskim pastorem (1957-1987), obecnie udziela się w Kościele Episkopalnym gdzie od 1998 roku naucza Medytacji Chrześcijańskiej, kładąc szczególny akcent na jej korzenie biblijne. Jest członkiem założycielem i pierwszym prezesem hospicjum dla bezdomnych i osób pogrążonych w głębokiej żałobie (Hospice of the Valley). (Tłum. Ewa Pado/A. Ziółkowski, Copyright wccm.pl)

Medytacja a Jezusa praktyka modlitwy

 

Teraz przejdźmy do pism Nowego Testamentu i przyjrzyjmy się, jak Jezus doświadczał modlitwy i  jakie było jego nauczanie dotyczące modlitwy.  

Zacznijmy od zasadniczego stwierdzenia, że medytacja chrześcijańska jest chrześcijańska, ponieważ zakorzeniona jest w życiu i działaniu Jezusa Chrystusa.

 

Choć w Ewangeliach nie ma, o ile wiem, żadnych szczególnych odniesień do praktyki medytacji lub modlitwy kontemplacyjnej jako takich, to jednak mamy wystarczająco dużo poszlak, aby przypuszczać ich stosowanie. Wskazówką będzie dla nas tutaj rozważenie Jezusowego doświadczenia modlitwy.

 

Przypomnijmy sobie owe 40 dni i 40 nocy spędzonych na pustyni przez naszego Pana, na końcu których pokonał On pokusy szatana (Mt 4,1-11). Te 40 dni i nocy są najprawdopodobniej symbolicznym okresem czasu, podobnie jak 40 lat, które Izraelici spędzili błąkając się na pustyni po wyjściu z Egiptu. Cisza pustyni musiała być intensywna i nieunikniona. Co Jezus robił w czasie swego pobytu „na pustyni” poza poszczeniem, modlitwą i walką z pokusami, tego naprawdę nikt nie wie. To, że pościł jest częścią opowiadania, ale możemy się domyśleć, że musiał także się modlić, ponieważ modlitwa była częścią religijnej praktyki postu. Jak modlił się przebywając tam sam na sam, tego też dokładnie nie wiemy, ale nie popełnimy dużego błędu przypuszczając, że siedział nieruchomy i wyciszony w postawie cierpliwego oczekiwania przed Ojcem.

 

Odwołajmy sie tutaj do naszego doświadczenia modlitwy. Po długim okresie czasu trwania na naszej prywatnej modlitwie, kończą nam się słowa i zaczynamy się powtarzać. Tak naprawdę to właśnie z tego powodu ostatecznie doszedłem do medytacji. Stawałem się coraz bardziej znużony faktem, że w bardzo powtarzający się sposób przynosiłem przed oblicze Boga ten sam własny terminarz. Czyż Bóg nie wie, czego potrzebujemy zanim Go o to poprosimy? Czy Bóg potrzebuje być kierowany przez nas w kwestii aktualnego stanu świata? Czy ostatecznie nie wyczerpujemy mocy mowy, aby wyrazić niewysłowione tęsknoty naszych serc? Czy po pewnym czasie nie redukujemy naszej modlitwy do milczenia i prostego bycia obecnym przed Bogiem i wszystkim co jest. Zatem wierzę, że Jezus siedział w ciszy i bezruchu przez wiele godzin trwając przed Ojcem w postawie medytacji. Ojciec John Main mówi, że modlitwa Jezusa jest „strumieniem miłości nieprzerwanie wypływającym od Niego do Ojca”, co może się wydawać najlepszym opisem tego rodzaju modlitwy, jakim Jezus modlił się na pustyni.

 

W medytacji doświadczamy rozproszeń tzn. przypadkowych i nieuporządkowanych myśli, które ogarniają całe spektrum rzeczy – od ważnych do trywialnych –  dotyczących naszego życia i otoczenia. Wierzę, że jest możliym, iż owe pokusy, z którymi zmagał sie Jezus, to nie dosłowne wydarzenia, ale prawdopodobnie rozproszenia, które pojawiały się w Jego umyśle, kiedy medytował. Prawdziwe rozproszenia, które uderzały w samo serce Jego tożsamości i misji jako Bożego Pomazańca. Takie rozproszenia były zapewne jeszcze bardziej intensywne z powodu dotkliwych  potrzeb fizycznych i niewygód pustyni. John Main radzi nam tutaj abyśmy po prostu pozwalali odejść rozproszeniom, nie zatrzymywać się nad nimi, a zamiast tego skupić całą uwagę na mantrze.

 

Również dalsze sceny z Nowego Testamentu (Mt 14,13-22 i Łk 6,12) pokazują nam Jezusa na modlitwie. I tak poszedł aby modlić się po tym, jak nakarmił tłumy i rozesłał swoich uczniów wzdłuż Jeziora Galilejskiego. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał (Mt 14,23). Jezus miał za sobą długi i męczący dzień i potrzebował czasu, by być sam na sam z Ojcem. Innym jeszcze razem, przed powołaniem swych uczniów, Jezus poszedł na wzgórze i modlił się całą noc. Całonocna modlitwa, to nie czas na słowa, ale czuwanie w ciszy i bezruchu przed Bogiem. A więc jest prawdopodobne, że Jezus praktykował modlitwę kontemplacyjną lub medytację, chociaż nie wyłączał też innych form modlitwy. Cały rozdział siedemnasty Ewangelii według św. Jana poświecony jest „Modlitwie arcykapłańskiej Jezusa”, długiej modlitwie słownej, bądź to jako suplikacji za Niego samego bądź modlitwie wstawienniczej za uczniów i wszystkich tych, którzy „uwierzą we mnie przez ich słowo”. Ewangelie według Mateusza, Marka i Łukasza opisują kolejne dwie sytuacje, kiedy Jezus modlił się w sposób dyskursywny: w Gethsemanii i na krzyżu.

 

To, na co chciałbym zwrócic uwagę odnośnie modlitwy Jezusa w Gethsemanii, to prośba skierowana do Piotra, Jakuba i Jana: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci: zostańcie tu i czuwajcie (…) i odszedł nieco dalej.” (Mk 14,34-35). Czy było to na tyle daleko, że nie był już w zasięgu słyszalności? Czy trzech uczniów czuwało na tyle długo, że mogło usłyszeć słowa modlitwy? Pozostawmy sprawę otwartą, że słowa modlitwy Jezusa są późniejszym dodatkiem i że On raczej milczał zjednoczony w strumieniu miłości płynącym między Nim a Ojcem.

 

 

 

fot.wccm.pl 

Print Friendly and PDF