Czytanie na dziś: czytaj dalej
Gerry Pierse CSSR Konferencje

GERRY PIERSE CSSR

 

Ojciec Gerry Pierse (1940—1999), urodził się w Irlandii. W roku 1961, jako seminarzysta, wyjechał na Filipiny. W swojej służbie kapłańskiej pracował głównie w wiejskich placówkach misyjnych. Tej formie apostolatu towarzyszyło jego coraz większe zaangażowanie w modlitwę kontemplacyjną. Nauczanie o. Johna Maina było dla niego źródłem głębokiej inspiracji. Zakładał i prowadził grupy medytacyjne w parafiach i w więzieniach. Wspólnoty medytacyjne na Filipinach i Azji Południowo-Wschodniej były pod wielkim wpływem jego nauczania. (Tłum. Piotr Ducher, Copyright wccm.pl)

Główne założenia nauczania Johna Maina

 

jmW ciągu ostatnich czterdziestu coraz większa liczba chrześcijan szuka głębszego, bardziej duchowego, bardziej wewnętrznego wymiaru życia. Idąc za tym pragnieniem wyruszają licznie z wielu zakątków świata do Indii, by posłuchać tamtejszych mistrzów duchowych. Wielu z nich bierze udział w sesjach medytacji transcendentalnej oraz zen. Na tle tych czterdziestu lat o. John Main wyróżnia się jako chrześcijański nauczyciel medytacji. Jemu zawdzięczamy ponowne odkrycie bogatej tradycji życia wewnętrznego i medytacji chrześcijańskiej, istniejącej już od czasów apostolskich. O. John Main wierzył, że odnowa w Kościele będzie odnową kontemplacyjną. Dla Bede Griffiths'a, o. John Main był najlepszym przewodnikiem duchowym we współczesnym Kościele.

 

Jakie są główne założenia tradycji, którą o. John Main przywrócił i sformułował na nowo?

Pierwsze z nich dotyczy nas samych. Każdy z nas jest wewnętrznie rozdarty. Św. Paweł był świadomy tego rozdarcia, mówiąc: "Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię." (Rz 7,15). Ten brak ciszy i wewnętrznej harmonii jest szczególnie widoczny we współczesnym świecie z wszechobecną telewizją, radiem i konsumpcjonizmem. Nie daje się nam sposobności, by prowadzić życie wewnętrzne, czy zachować ciszę. Rzadko żyjemy w chwili obecnej. Zamartwiamy się przeszłością lub myślimy o tym, co będziemy robić w przyszłości. Jesteśmy rozpraszani naszymi pragnieniami i iluzjami. Św. Augustyn powiedział: "Człowiekowi musi najpierw być przywrócone jego człowieczeństwo tak, aby samemu stając się niejako punktem oparcia, mógł z tego punktu wznieść się i skierować ku Bogu". Zatem czas poświęcony codziennie na przebywanie w ciszy, czas w którym staramy się jedynie być świadomi odsłaniającej się obecności Boga ma podstawowe znaczenie w powracaniu do nas samych. By poznać Boga, musimy się koniecznie zatrzymać (Ps 46).

 

Po drugie, nasz Bóg jest Bogiem miłości. "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16). Nasz Bóg jest Matką/Ojcem i kocha nas "takich, jakimi jesteśmy". Jest to wyraźnie pokazane w przypowieści o synu marnotrawnym. Stojąc w obliczu takiego Boga akceptujemy naszą stworzoność. To interesujące, że w raju szatan kusił naszych pierwszych rodziców, by stali się "jak Bóg", by odrzucili swoją stworzoność. Również Jezus był kuszony przez diabła na pustyni, by uczynił cuda i tym samym odrzucił człowieczeństwo i stworzoność. Stworzoność oznacza zaakceptowanie, że Bóg, a nie my sami, nasze ego, jest centrum rzeczywistości. Z pomocą przychodzi nam tu ubóstwo pojedynczego słowa, modlitewnego wezwania, mantry. Powtarzając mantrę zdejmujemy z siebie samych światło reflektora świadomości. Kiedy schodzimy ze sceny, Bóg znajduje się na swoim prawdziwym miejscu.

 

Po trzecie, Bóg, w sposób szczególny, umiłował nas w swoim umiłowanym Synu, Chrystusie. Kiedy medytujemy wchodzimy w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. On, aż do śmierci, poddany był całkowicie woli swojego Ojca. W medytacji uwalniamy się od wszystkiego, umieramy. Kiedy umiera nasze fałszywe ja, nasze ego, rodzimy się ponownie w Chrystusie.

Życie Boga jest już w nas obecne. Jesteśmy świątyniami Ducha Świętego. Duch Boga modli się w naszych sercach, wołając "Abba, Ojcze" (Rz 8). Bez tego Ducha nie wiemy jak się modlić. Dzięki mantrze jesteśmy obecni w naszym wewnętrznym centrum i zanurzamy się w strumieniu łączności między Ojcem i Duchem, jesteśmy w modlitwie samego Chrystusa, czystej modlitwie. Nie musimy szukać obecności Boga, On już w nas jest, musimy tylko sobie to uświadomić. "Królestwo Boże jest w was".

Proces przemiany jest stopniowy, wymaga wytrwałości. Potrzebny jest czas i dyscyplina, byśmy mogli oderwać się od ego. Do końca naszego życia powinniśmy medytować dwa razy w ciągu dnia. Powtarzanie mantry jest jak wyruszenie na pielgrzymkę, w podróż. Najważniejszą rzeczą jest zawsze zaczynać; musicie zacząć już teraz, a później, za każdym razem kiedy będziecie siadać do medytacji, macie ciągle zaczynać; zaczynać za każdym razem, kiedy pojawiają się rozproszenia. 

Słowa nie przekonają nikogo do medytacji. Rozmawianie na jej temat jedynie opóźnia rozpoczęcie praktyki. Doświadczenie przekonuje najbardziej. Kiedy będziesz mieć za sobą pewien okres medytacji, przekonasz się i pojmiesz, że to naprawdę jest modlitwa. Zaborczość jest naszą wielką słabością. Można nawet okazywać zaborczość duchową w modlitwie posiłkującej się wyobraźnią i myślami, próbując pojąć Boga, który jest przecież poza wszelkim pojmowaniem. Prezentujemy sobie wtedy przyjemne uczucia i zadowalające nas myśli. W medytacji niczego nie pojmujemy, niczego nie chcemy. Jeśli zdarzy się coś nadzwyczajnego, odsuwamy to na bok — to rozproszenie. Stosujemy słowa naszego Pana " Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Mk 8, 34). Tradycja sięgająca czasów apostolskich mówi, że powtarzanie mantry jest jednym z najlepszych sposobów wykonania tego polecenia.

 

 

 

fot. wccm.org  

Print Friendly and PDF