Czytanie na dziś: czytaj dalej
Robert Kennedy SJ Konferencje

ROBERT KENNEDY SJ

O. Robert Kennedy SJ urodził się w Nowym Jorku, został wyświęcony na kapłana w Japonii, gdzie praktykował i studiował zen u japońskiego mistrza Roshi Yamada. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych w 1998 roku, kontynuował buddyjskie studia i praktykę zen i jako pierwszy ksiądz katolicki w USA otrzymał honorowy tytuł Roshi. Jest kierownikiem Katedry Teologii w St Peter's College, Jersey City, gdzie wykłada teologię i język japoński, jak również praktykującym psychoterapeutą w Nowym Jorku i autorem książek dot. znaczenia zen dla chrześcijan. Jego głęboka wiedza i szacunek dla buddyzmu, połączone z wypełnianiem zakonnego powołania jezuity, czynią zeń niezastąpionego orędownika szczerego dialogu międzyreligijnego.

Wprowadzenie

 

Tytuł,  jaki nadaliśmy naszemu spotkaniu, brzmi „Gdy Bóg znika”. Tak się składa, że na początku 2008 roku „Newsweek” opublikował artykuł o postępującym zaniku Kościoła i Boga w Ameryce. Czytając go, pomyślałem, że jest to zjawisko, nad którym warto się wspólnie zastanowić w tym szczególnym momencie naszej historii. Jednak główną inspiracją wyboru tematu był artykuł żydowskiego badacza Tory – Richarda Elliota Friedmana. Około 15 lat temu napisał on książkę pod tytułem The Disappearance of God: A Divine Mystery (Znikanie Boga: Boża tajemnica) dotyczącą fenomenu powolnego usuwania się Boga w żydowskich księgach biblijnych. Zauważa on, że począwszy od Adama do Ezdrasza, od Ewy po Esterę następuje stopniowy zanik dominacji Boga na kartach Starego Testamentu. Proces ten przypomina poziomą huśtawkę. Na początku był tylko Bóg, znajdował się On na samej górze huśtawki i człowiek, będąc na jej dole, był Mu zupełnie podporządkowany. Jednak stopniowo, w miarę rozwijania się biblijnej opowieści, huśtawka przechyla się. W jej ruchu kobiety i mężczyźni z kart Biblii, jako reprezentanci ludzkości, w coraz większej mierze biorą odpowiedzialność we własne ręce za los stworzenia i świata, a Bóg jak gdyby się usuwa. 

Przyjrzymy się temu znikaniu Boga krok po kroku podczas naszych spotkań w ciągu następnych trzech dni. Proponuję, żebyśmy zamiast zwykłego wykładu próbowali rozmawiać ze sobą. Pytania, które – mam nadzieję – się pojawią, są zawsze bardzo ważne i pomocne. Mówiąc o roli dyskusji, chciałbym na chwilę nawiązać  do jednego z moich bohaterów teologii chrześcijańskiej. Jest nim Maksym Wyznawca, święty grecki z VII wieku. Był wspaniałym człowiekiem i wnikliwym myślicielem. Niestety, skończył na wygnaniu, mimo że w poglądach, które głosił, miał zupełną rację. Najcenniejsze w teologii Maksyma Wyznawcy  jest nie to, co mówił, ale jak to mówił. Zamiast usiłowań udzielenia ostatecznych odpowiedzi na temat Boga i teologii, Maksym raczej rozważał i odkrywał problemy, sugerując różne sposoby podejścia do nich.. Jego teologia jest tymczasowa, odkrywcza, medytatywna i otwarta. Jest w niej pewna spójność – ale leży ona w przeświadczeniu bycia w drodze, a nie w ekskluzywnej pewności dogmatycznej. Andrew Louth, teolog i profesor wydziału studiów patrystycznych i bizantyjskich na uniwersytecie w Durham, w Anglii, wygłosił serię wykładów o Maksymie Wyznawcy. Oto fragment jednego z nich, w którym zastanawia się nad wartością teologii Maksyma Wyznawcy: „Co nowego wnosi Maksym dla nas dzisiaj? Sądzę, że jest to pewien styl jego wypowiedzi: przemyślanego i przemodlonego stawiania pytań. Żył odpowiadając na życie, które jest cudem Boga. Głosił nie tyle dogmaty w formie definicji, ile dogmaty jako pytania. Nie znaczy to, że nie bronił wiary Kościoła, umarł przecież w obronie prawd soboru chalcedońskiego, ale przede wszystkim był mistrzem odkrywania pytań”. W tym właśnie duchu odkrywania pytań chciałbym poprowadzić nasze prelekcje.

Na początek jednak kilka słów o tym, jak do tego doszło, że znalazłem się w tej niezwykłej sytuacji, o której wspomniał o. Laurence – jezuity i mistrza zen. Wszystko odbyło się powoli, krok po kroku, i nigdy nie wiedziałem, dokąd idę. Nie planowałem mojego życia. Byłem i dalej jestem katolikiem, kapłanem i jezuitą. Jako bardzo młody człowiek i świeżo upieczony zakonnik, zostałem wysłany do Japonii. Nagle pochłonęła mnie cywilizacja, która była skrajnie odmienna od tej, którą dotąd znałem. Dodatkowo była zupełnie obojętna na mój katolicyzm i wszystko, co było drogie mojemu sercu. Ironią losu było, że pojechałem do Japonii, aby tam... uczyć. Tymczasem rzeczywistość Japonii i buddyzmu stały się moimi nauczycielami i w rezultacie całkowicie odmieniły moje życie. 

 

Myślę, że podejście jezuitów do świata cechuje duża otwartość. Nie jesteśmy przesadnie skupieni na rozwiązywaniu instytucjonalnych problemów Kościoła. Staramy się mu służyć i przynosić mu nasze dary, ale dla nas liczy się przede wszystkim wyjście w świat. Nasze podejście służby światu nadaje zupełnie inny ton naszej pracy. Prowadzimy w Japonii uniwersytety, na których katoliccy studenci stanowią znakomitą mniejszość. Nie jesteśmy przeciwko ewangelizacji, ale uważamy, że nie należy udzielać chrztu ludziom, kiedy nie są dane cywilizacyjne warunki do jego przyjęcia. Wierzymy, że ewangelizacja i humanizm muszą iść w parze; nie możemy głosić Ewangelii ludziom, jeśli nie rozumiemy ich języka, ich aspiracji i osiągnięć, a także ich oczekiwań wobec nas. A zatem pracujemy poprzez nasze programy edukacyjne nad wzrostem humanizmu w świecie. Z punktu widzenia  statystyk rozwój Kościoła katolickiego w Japonii jest i długo pozostanie śladowy. My dopiero kładziemy podwaliny. Siejemy tam, gdzie inni będą zbierać. 

 

Ale czyż nie mamy wystarczająco dużo problemów w Kościele, żeby jeszcze zaprzątać sobie głowę buddyzmem? Ludność Azji stanowi więcej niż połowę populacji świata. Kościół musi pamiętać o tym, że buddyzm jest Azji najważniejszą religią. Z pewnością należy starać się go zrozumieć, zanim zaczniemy cokolwiek głosić od siebie. Byli tacy w Kościele, którzy uważali, że należy po prostu liczyć na Bożą Opatrzność. Głosili Ewangelię po hiszpańsku lub niemiecku, a jeśli nikt ich nie rozumiał – nie był to już ich problem. Jezuici na takie podejście odpowiadają, że lepiej jest umrzeć w swoim łóżku niż głosić Ewangelię ludziom, którzy nie rozumieją, co się do nich mówi. Stąd nasze głębokie zainteresowanie buddyzmem. Wywodzi się ono też z katolickiego poczucia służby, które polega na tym, że po długim czasie przyswajania sobie miejscowej kultury, chcemy przedstawić Japonii wartości chrześcijańskie w języku dla nich zrozumiałym. I jeszcze jedno. Moim zdaniem dotarcie do innych pomoże nam także uleczyć wiele naszych własnych problemów. Mam nadzieję, że to choć w małym stopniu tłumaczy, dlaczego będziemy mówić o buddyzmie na Seminarium Johna Maina.

 

 

fot. wccm.pl

 

Print Friendly and PDF