Seminarium Johna Maina 2021 "Wspólnota miłości" poświęcone XXX-leciu WCCM
Password: jms21
***
List od ojca Laurence’a Freemana OSB na XXX-lecie powstania WCCM
Drodzy Przyjaciele!
„Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki”.
(Hbr 13, 8)
Najważniejszą rzeczą do rozpoznania w człowieczym losie jest rozróżnienie między tym, co przemija, a tym, co wieczne. To, co wieczne, wszechobecne, zachowuje młodość mimo upływu czasu. Rany wyrządzane przez czas mogą być nieustannie gojone, a więc nawet cierpienie i strata prowadzą do bezgranicznej jedności z Bogiem. Jeśli nie możemy odnieść się do tego, co ponadczasowe, sprawy doczesne tracą sens. Jeśli natomiast możemy, wówczas nawet to, co umiera, lub to, co tracimy, widzimy jako coś cennego. Możemy przyjąć wszystko, każde odejście najbliższej osoby, z nieskończoną miłością i troską – wręcz z szacunkiem, ponieważ to, co istnieje dzisiaj, a jutro jak polne kwiaty przeminie, ukazuje Boga. Wszystko jest święte. Wszystko wypełnia chwała Boża, bo „Chrystus tańczy w tysiącach miejsc” (por. Eugene H. Peterson, Christ Plays in Ten Thousand Places, przyp. tłum).
Przytoczony na wstępie fragment Listu do Hebrajczyków stwierdza, że Istnienie jest naszym źródłem i celem, a oba one wydarzają się teraz. Jest ono kamieniem probierczym sensu nawet w najdrobniejszych rzeczach – to z Istnienia wypływa nadzieja w rozpaczy i odrodzenie się życia w śmierci. Kiedy jesteśmy „w Chrystusie”, nic nie jest bez znaczenia. Nic nie idzie na marne. Jesteśmy „nowym stworzeniem”. Mroki nocy, przez które obecnie przechodzi ludzkość, dają nam sposobność do przywrócenia na wyższym poziomie tej odwiecznej wiary w Istnienie, w ludzkość i nasz świat.
W dniu 4 września, w ramach obchodów 30-lecia WCCM, odbyło się Seminarium Johna Maina 2021 Community of Love (Wspólnota miłości) – już drugie prowadzone online. Dla nas wszystkich, członków i przyjaciół WCCM na całym świecie, była to doniosła chwila, czas świętowania i refleksji nad tym, czym jest nasza Wspólnota, jej znaczeniem, a także moment przyjrzenia się temu, co się w niej przez te lata wydarzyło. To również czas namysłu nad tym, jaki kierunek obierzemy w przyszłości. Podczas tego całodniowego spotkania usłyszeliśmy inspirujące, krzepiące świadectwa tych, którzy byli naocznymi świadkami początków Wspólnoty oraz jej młodszych członków, którzy będą ją prowadzić w przyszłości. Zobaczyliśmy, jak z maleńkiego nasionka w cudowny sposób wyrosło piękne drzewo o rozłożystych gałęziach.
Przekonaliśmy się, jak głębokie, splecione i żywe są nasze korzenie i ile nowych odgałęzień naszej misji tworzą. Korzenie są niewidoczne, ale większość z nich znajduje się w glebie blisko nas. Łącząc się z korzeniem głównym, sprawiają, że drzewo rośnie. W Bonnevaux mamy wspaniałe drzewa liczące około czterystu lat, a niektóre części budynku naszego opactwa, które zachowały się od początku jego istnienia, mają tysiąc lat. Są też dowody na to, że tereny Bonnevaux były zamieszkane jeszcze wcześniej.
Wiedzieć, kim jesteśmy, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy, oznacza być świadomym swoich korzeni. Dotyczy to nie tylko naszej Wspólnoty. Jest to prawda, o której ludzkość musi pamiętać w tym krytycznym punkcie swojej ewolucji. Skromne, choć mające globalny zasięg, obchody jubileuszu WCCM przyczyniły się do tego, by ponownie odkryć sens i cel naszego istnienia na Ziemi.
***
Wspólnota swoją nazwę uzyskała późno. Życie o. Johna Maina, naszego założyciela, dało jej początek. Pozyskujemy siły życiowe z tych samych korzeni duchowej tradycji, które nam przekazał. Czerpanie nauk z jego życia i częste powracanie do jego słów nie są więc przejawem kultu jednostki: wszystkie duchowe tradycje widzą w swoich założycielach przejaw Bożej energii. Dla mnie osobiście o. John Main był tym, który pierwszy ukazał mi Chrystusa. Ojciec John jako trzydziestoletni mężczyzna został wprowadzony w praktykę medytacji przez hinduskiego mnicha na Malajach, potem musiał ją przerwać, by już jako czterdziestoparoletni benedyktyn powrócić do niej z przeświadczeniem, że jej nauczanie w tradycji chrześcijańskiej jest jego życiową misją. Pierwszym krokiem tego posłannictwa było założenie w swoim rodzimym klasztorze w Londynie niewielkiej wspólnoty medytacyjnej, która na przestrzeni lat stała się wzorem dla kolejnych takich grup, także dzisiaj dla nas w Bonnevaux. Pierwsze publiczne nauczanie o. Johna miało miejsce w klasztorze o. Thomasa Mertona, mnicha, który był pionierem rozbudzania powszechnej świadomości korzeni chrześcijańskiej tradycji kontemplacyjnej. Przebywając tam na odosobnieniu, o. John podjął decyzję o zapoczątkowaniu w Montrealu nowego nurtu tradycji klasztornej, poświęconego nauczaniu medytacji zakorzenionej w tradycji chrześcijańskiej. Powiązania te ukazują jego wędrówkę duchową przez różne nurty: tradycję powszechną, wiarę chrześcijańską i jego monastyczny rodowód. Znaczna część życia wewnętrznego o. Johna pozostanie dla nas tajemnicą. Po rozpoczęciu publicznego nauczania w 1975 roku jego życie nabrało niezwykłego przyśpieszenia. Działalność nauczycielska rozkwitała przez kolejne siedem niezwykłych lat, aż do jego przedwczesnej śmierci 30 grudnia 1982 roku; odszedł jednak w przekonaniu, że zapoczątkowane przez niego dzieło będzie się rozwijało.
Ostatnie spotkanie grup medytujących z o. Johnem. Zdjęcie na tarasie klasztoru na Pine Avenue w Montrealu na dwa miesiące przed jego śmiercią. On sam poruszał się na wózku inwalidzkim. Obok o. Johna stoi o. Laurence Freeman.
Dzień po pogrzebie wyjechaliśmy wcześnie rano samochodem z klasztoru Mount Saviour w stanie Nowy Jork, na którego cmentarzu pochowaliśmy o. Johna. Jak to często bywa po katharsis pogrzebu, byliśmy dobrej myśli, jeśli chodzi o przyszłość. Skutki jego nieobecności miały dotrzeć do nas niebawem. Zaczęliśmy wątpić, czy jedziemy w dobrą stronę, kiedy wschodzące słońce uświadomiło nam, że powinniśmy kierować się na zachód. W końcu zawróciliśmy i była to pierwsza z wielu koniecznych zmian kierunku w nadchodzących latach Wspólnoty. W tym czasie znajdowała się ona w powijakach. Ja sam, mianowany na następcę o. Johna, byłem niedojrzały i miałem wiele słabych stron. Okazało się jednak, że to właśnie w nich objawiła się Boża moc. W ciągu następnych dziewięciu lat z tej lokalnej Wspólnoty medytujących: świeckich, mnichów i oblatów, wyłoniła się wielka rodzina chrześcijan praktykujących medytację w cotygodniowych grupach tworzących krajowe wspólnoty. To przejście z wymiaru lokalnego do globalnego nie było łatwe. Dokonało się ono w New Harmony (USA) we wrześniu 1991 roku na Seminarium Johna Maina, gdzie zjechali się przedstawiciele wspólnot krajowych z całego świata. Seminarium poprowadził o. Bede Griffiths OSB, który mówił nam o wizji Wspólnoty w rozumieniu o. Johna Maina (nauczania te opublikowano później w książce pod tytułem The New Creation in Christ – Nowe stworzenie w Chrystusie). Wydarzenie to było jak symboliczna Pięćdziesiątnica dla właśnie narodzonej Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM).
Ojciec Bede dał naszej Wspólnocie olbrzymie wsparcie i był jej wielkim przyjacielem przez wiele lat po śmierci o. Johna. Rozpoznał w o. Mainie działanie proroczego ducha, który wcześniej jego samego powołał do śmiałego przedsięwzięcia opuszczenia Anglii i zamieszkania w Indiach. Uważał on o. Johna za najlepszego przewodnika duchowego we współczesnym Kościele, który przywrócił on medytacji należne jej miejsce w sercu chrześcijańskiego życia, jednocześnie budując na jej kanwie most mistycznej jedności łączący religie i kultury. Zarówno o. Bede, jak i o. John posiadali, z racji ich formacji zakonnej, wiedzę o liczącej wiele stuleci chrześcijańskiej tradycji monastycznej. Obaj zapoczątkowali nowe formy jej wyrazu, dostosowane do szybko zmieniającego się świata i Kościoła. Ten, mimo wewnętrznych prób zreformowania, nie był w stanie przekazać swej tradycji kontemplatywnej nowoczesnemu społeczeństwu. Obaj też, jako członkowie zakonu kontemplacyjnego i w istocie mistycy, byli głęboko zakorzenieni w Chrystusie. W proroczej wizji dostrzegli, że klasztorne mury nie ograniczają mądrości benedyktyńskiej tradycji i że posiada ona zdolność zaoferowania zagubionemu duchowo światu autentycznego przeżycia duchowości chrześcijańskiej. Potrzebne były nowe bukłaki na nowe wino powstałe z latorośli zakorzenionej w tym, co wieczne i uniwersalne.
***
Każda życiowa strata przynosi cierpienie, a śmierć – strata ostateczna – jest nieodłącznie związana z życiem. Bez nich niemożliwe byłoby odkrycie sensu życia. Dokonując podsumowania ostatnich trzydziestu lat i przygotowując się do spojrzenia w przyszłość, wspominamy niezliczonych nauczycieli oraz wiele innych osób, które pomogły nadać naszej Wspólnocie jej obecny kształt. Każdy, posłuszny swojemu wyjątkowemu powołaniu, przekazywał dar, który o. John pozostawił przyszłym pokoleniom. Wiele osób w dzisiejszej Wspólnocie nie poznało osobiście nauczycieli z początków jej istnienia, których świadectwo i oddziaływanie pomogły ukształtować nas samych. Warto uznać ich za część naszej historii, dlatego planujemy upamiętnić ich nazwiska w specjalnym miejscu w Bonnevaux. Jest ich wielu, ale teraz wspominam szczególnie tych, którzy zbyt wcześnie nas opuścili: Doreen Romandini, Eileen Byrne, Eileen O’Hea, Patricia Ng czy niedawno zmarły Jay Stewart. Wszyscy obdarzeni talentem nauczania, z którego – jak miałem nadzieję – będziemy mogli korzystać dłużej, niż nam zostało to dane. Widzę w nich świadków przekazywania mądrości medytacji, będącej istotą działalności WCCM. „Świadek” w języku greckim oznacza „męczennik”. W początkach chrześcijaństwa śmierć męczenników była uważana za „siejbę Kościoła”.
Współczesny człowiek usilnie poszukuje sensu życia. Nie nabywa się go tak samo jak produktu z dostawą tego samego dnia – sens wyłania się po pewnym czasie. Nawet jeśli nie daje się trafnie objąć myślą lub wyrazić słowami, możemy go poczuć i rozpoznać. Aby go doświadczyć, potrzebujemy osobistego kontaktu i zaangażowania. Bez osobistych punktów zaszczepienia z drzewem i jego korzeniami takie doświadczenie przestaje mieć znaczenie, brak mu życiodajnej krwi i żaru miłości. Staje się absurdalnie ulotne, jak zdjęcia zamieszczane na Instagramie, znikające po jednokrotnym obejrzeniu. Posiadamy wówczas tylko zbiór pomysłów i opinii, ale brak nam żywego związku z celem planu, według którego żyjemy. Rozum sam rozpada się w tym absurdzie i brak nam poczucia szczęścia z odnalezienia tajemnicy własnego przeznaczenia.
We współczesnej kulturze życie szybko zostaje pozbawione ostatecznego sensu i celu. W rozpaczy wielu poszukuje go w sposób autodestrukcyjny. Pozbawieni osobistej łączności, która może pochodzić tylko z osobistego zaangażowania, pogrążają się w wyobcowaniu i izolacji: związkach uznawanych za towar oferowany konsumentom, kulturze będącej rozrywką, edukacji nabywanej jedynie jako kwalifikacje do znalezienia zatrudnienia, polityce odgrywanej niczym telenowela. Ponieważ John Main dostrzegał oznaki tego stanu już czterdzieści lat temu, zobaczył także wartość, jaką medytacja może mieć dla oderwanego od swoich korzeni świata. Jego mądrość wyrastała z zaszczepienia w Chrystusie i Chrystusowej tradycji. Widział, że w zsekularyzowanym i powierzchownym świecie rany, które zadaje sobie ludzkość, namnażają się w zastraszającym tempie. Uzdrowienie polega na doświadczeniu, jakie medytacja otwiera przed każdym, kto ją praktykuje.
Wiedział, że medytacja nie przynosi szybkiej, doraźnej pomocy, ale jest tym, od czego można najłatwiej zacząć. Raimon Panikkar powiedział o Johnie Mainie, że „posiadł geniusz prostoty”. Jeśli chcesz zrozumieć, co to oznacza, cóż, najpierw medytuj, a potem przeczytaj jego pierwszą książkę Głos ciszy. Ojciec John przedstawił w niej manifest świadomości kontemplacyjnej dostosowanej do naszych czasów, ukazując trójstronny związek między doświadczeniem medytacji, istotą wiary chrześcijańskiej i rozpaczliwym kryzysem naszej epoki:
„Nie ma nic zasadniczo nowego ani nowoczesnego w chrześcijańskim kontekście medytacji. Jej celem jest zwrócenie się w pełnej koncentracji do własnej natury, bezpośrednie doświadczenie naszego stworzenia, a przede wszystkim zwrócenie się do żywego Ducha Bożego i odnalezienie go w naszych sercach. Życie tego Ducha jest wieczne oraz niezniszczalne i w tym sensie prawdy tworzące chrześcijański kontekst medytacji są zawsze nowe i niezmiennie aktualne” (Głos ciszy).
Wyraża się tu zasadnicze nauczanie naszej Wspólnoty i wiąże je z odwieczną filozofią ludzkości. Cokolwiek się wydarzy, będziemy istnieć tylko przez jakiś czas, albo żyjąc w pełni, albo jedynie częściowo. Pełnię rozkwitu osiągamy tylko wtedy, gdy odnajdujemy sens w osobistym związku z Istnieniem. Ta łączność nawiązuje się głęboko w strefie ciszy i staje się energią dającą siły do narodzin, wzrostu i ewolucji każdej nowej gałęzi drzewa kontemplacji.
***
Rdzeń słowa „znaczenie” prowadzi nas z powrotem do źródła samej świadomości. Wiąże się z „umysłem, pamięcią, kontemplacją, byciem uważnym i starannym”. To ważne, ponieważ jeśli jesteśmy w łączności z Istnieniem, postrzegamy wszystko jako znak. Nasz świat łaknie sensu i celu, aby zjednoczyć się oraz skorygować niewłaściwy kierunek, który obieramy. Najdawniejszy sens słowa „znaczenie” to akt pamięci. Zapomnieliśmy siebie. W rezultacie ulegliśmy rozczłonkowaniu. WCCM stało się częścią globalnego procesu zachowania w pamięci tego, co powiedział Jezus – że Duch będzie nas prowadził: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14, 26).
Jaki jest więc sens minionych trzydziestu lat działalności WCCM? Pojawia się on, gdy postrzegamy Wspólnotę jako część czegoś większego niż ona sama. Nasze życie we Wspólnocie jest zawsze większe niż nasze indywidualne ja. Podobnie jak my wszyscy, jest to część wielkiego dzieła: uzdrowienia przez Chrystusa trendów, które prowadziły nas do podziału i zapomnienia, a w efekcie do odczłowieczenia i dojmującej utraty miłości. Nasze osobiste troski nigdy nie są bez znaczenia. Ale we Wspólnocie, w mistycznej części Ciała Chrystusa, większe znaczenie łączy nas z rzeczywistością, obecnością, dzięki której poznajemy siebie inaczej. Medytacja to początek rewolucji. Wspólnota, którą tworzy, sprawia, że rewolucja rozprzestrzenia się. Każda rewolucja społeczna obiecuje szczęśliwsze i bardziej sprawiedliwe życie, ale tylko ten jej rodzaj – nawrócenie serca – dotrzymuje tej obietnicy, spełniając ją w sposób przekraczający wszystko, co możemy sobie wyobrazić, i prowadzący nas poza iluzję, do naszego prawdziwego ja. Takie jest owo niezwykłe znaczenie medytacji.
WCCM nie sprzedaje medytacji jako produktu. Nie musi też konkurować z innymi wspólnotami czy tradycjami. Wyznaje bowiem wiarę w medytację jako prostą drogę do pełni, uzdrowienia i harmonii: sposób na życie bardziej godne człowieka. Zbawczy sens znajduje w wiecznym, codziennym cyklu poszukiwania i odnajdowania Boga, zmieniania się i tym samym zmieniania naszego kawałeczka świata. Medytujący wcielają to w życie poprzez aktywne wprowadzanie codziennej praktyki niedziałania. „Członka Wspólnoty” definiujemy po prostu jako kogoś, „kto medytuje w tej tradycji”. Nie mamy więc żadnej opłaty członkowskiej. Rozwój osobisty w postaci owoców medytacji – to nasz prawdziwy zysk. Sprowadza nas wszystkich: bogatych i biednych, wysokich i niskich, młodych i starych, do miejsca, w którym istnieje sens, głęboka łączność i przeobrażające zaangażowanie, w którym stwierdzamy, że zwyczajnie chcemy dzielić się tym z innymi.
Medytacja daje ożywczą energię życiu, które zyskuje świeżość, młodość: coś nowego, wymagającego, ale i wspaniałego – nawet gdy się starzejemy. Każdy z nas ma wewnętrzne powołanie, którego nie możemy odrzucić bez ucieczki od siebie. Jeśli zaczynamy odpowiadać na to powołanie, ogarnia nas poczucie, że przejmujemy kontrolę nad swoim życiem. Możemy nawet czuć w sobie bohaterstwo lub szczodrość. Z czasem przekonujemy się, że jesteśmy tylko uczniami: „Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17, 10).
Służenie całości, której jesteśmy częścią, sprawia, że rośnie w nas pokora i wolność. Jest to sposób na to, by porzucić swoje osobne ja i przestać krążyć wokół starych systemów samoodniesienia. Medytacja tworzy i umacnia Wspólnotę, ponieważ łączność duchowa z innymi jest częścią tej drogi. Życie Wspólnoty różni się od małżeństwa, ale może być równie bogate i niezgłębione. Jest tak trudne i satysfakcjonujące jak wszystkie związki między ludźmi i dlatego mogą je podtrzymywać tylko okresy wycofywania się w głęboką ciszę. Wspólnota nie oznacza jedynie życia pod jednym dachem. Oznacza wspólne uczenie się w dyscyplinie miłości tego, co jest sensem życia.
***
Spoglądanie wstecz... Przyglądanie się temu, co dzieje się teraz... I patrzenie w przyszłość. Gdzie WCCM będzie za trzydzieści lat? Łatwiej powiedzieć, gdzie ja (lub wy) wtedy będziemy! Patrzenie w przyszłość z wiarą zbudowaną i odnawianą w ciągłym ponownym zaangażowaniu staje się aktem nadziei; więc z nadzieją patrzymy w przyszłość. Wspólnota nie jest jak instytucja sporządzająca prognozy. Dzięki kontemplacyjnej świadomości widzimy to, co możemy zobaczyć, akceptujemy to, czego zobaczyć nie możemy, i unikamy rojenia o tym, co nieznane. Aby dalej żyć mądrze, z nadzieją, ale i ze świadomością niepewności jutra.
Krótko przed śmiercią o. Johna zapytałem go, co powinienem zrobić. Byłem wówczas prawdopodobnie bardziej zmartwiony tym, że go nie będzie, i sobą samym niż przyszłością Wspólnoty. Z radością przyjąłbym jasne wskazówki lub przepowiednie, aby złagodzić niepewność związaną z nadchodzącą katastrofą, która mogła pokrzyżować wszystkie nasze plany. Ojciec John pomyślał przez chwilę, a potem, patrząc na mnie stanowczo, powiedział: „Zrobisz to, co zrobić powinieneś”. Nie przyniosło mi to natychmiastowej ulgi. Teraz widzę, jak wyzwalające było to wyrażenie wiary w moje własne siły. Odzwierciedlało też inne powiedzenie: „Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie” (Mt 6, 34). Musimy planować, płacić składki ubezpieczeniowe, zbierać fundusze, dbać o ludzi i rzeczy oraz sporządzać budżety. Ale pamiętając o tym, że jesteśmy częścią wielowiekowej tradycji, integralną częścią całości, nie będziemy żywić obaw o przyszłość. Lęk okrada nas z daru pokoju.
WCCM znajduje się dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż w roku 1982 czy 1991. Posiadamy silne, elastyczne struktury do kierowania Wspólnotą inspirowaną Regułą św. Benedykta: Radę Przewodnią, Grupę Wykonawczą, Powierników, wydawnictwo Medio Media, dyrektorów poszczególnych obszarów działań, wypróbowane metody działania dla wspólnot krajowych, rozwijającą się wspólnotę oblacką, programy formacji liderów i nauczycieli, powstającą Akademię. I mamy też nasz klasztor w Bonnevaux. To cała sieć, w której różne pokolenia mogą ze sobą rozmawiać i współpracować. Mądrość i roztropność dojrzałego wieku oraz mądrość i niecierpliwość młodości nauczają się nawzajem. Nasi nauczyciele rozumieją, że możemy przekazać dar medytacji najbardziej potrzebującym bez ukrywania naszych korzeni i rozwadniania nauki, używając języka odpowiedniego dla każdej grupy odbiorców, tak jak niegdyś czynił to św. Paweł w Atenach. Bonnevaux już ma zadatki na to, by być wielopłaszczyznowym centrum zróżnicowanej społeczności, ucieleśniając nasze podstawowe nauczanie w codziennej praktyce. Staje się miejscem, w którym odpowiednie warunki rozwoju znajdą nauczyciele i przyszli liderzy, a wszyscy poszukujący i pielgrzymi witani będą z otwartymi ramionami. Są to niezawodne formy, które zapewnią Wspólnocie sukcesję we wszelkiego rodzaju przywództwie, także tym sprawowanym przeze mnie. Jednak wszystkie formy się zmieniają. Razem możemy zmieniać się mądrze.
Ale w pewnym sensie jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu, co trzydzieści lat temu. Jak zawsze istnieje niepewność, a nowe projekty, takie jak rozwój Bonnevaux i Akademii, wiążą się z ryzykiem. Pandemia nauczyła nas szybkiego dostosowywania się do zmian, abyśmy mogli nadal tę „drogocenną perłę” medytacji przekazywać innym na nowe sposoby. Oczywiście zmieniliśmy się przez te lata, ale rdzeń pozostał ten sam. Widzimy teraz lepiej, że wszyscy medytujący mają powołanie do ofiarowania czegoś w dobie kryzysu ludzkości, którego Covid jest jedynie częścią. Jak nauczał John Main i inni mający dar prorokowania, u podstaw kryzysu leży poczucie braku jedności i zerwanie łączności z sacrum, które są darami mądrości. Czy nie wydaje się Wam, gdy słuchacie codziennych wiadomości, że świat oszalał? „Mówi głupi w swoim sercu: «Nie ma Boga»” (Ps 14, 1).
Dlatego proponuję naszej Radzie Przewodniej, abyśmy w tym jubileuszowym roku zajęli się tematem „Zjednoczonej Świadomości”. Jeśli nawet ktoś teraz zapyta: „Co to, u licha, znaczy?”, to i tak to się dzieje. Medytujący czują intuicyjnie, za sprawą codziennej praktyki „jedno-się-stawania” (ang. oneing), że ta świadomość już zaczęła powstawać na całym świecie. Rodzi to nadzieję, że możemy zmienić kierunek, i zmienimy go. Nasza Wspólnota jest małą częścią tej niezbędnej nadziei. To, co małe, jeśli jest piękne, ukazuje całość. W tej pracy liczby mają mniejsze znaczenie niż czystość intencji serca.
W New Harmony w 1991 roku zebrali się medytujący z całego świata, aby nadać nazwę i strukturę Wspólnocie w procesie formowania jej przez medytację. Czuliśmy się częścią tradycji, którą przekazał o. John Main. Podobnie jak on, musieliśmy być jej wierni i dalej ją rozwijać. Każdy nowy przekaz mądrości jest twórczą rewolucją. Każdy z nas bierze udział w przekazywaniu tego znicza kontemplacji, rozświetlającego świat światłem mądrości. Patrząc wstecz, możemy zobaczyć liście, które spadły z tego drzewa kontemplacji. Głupotą byłoby starać się umieścić je z powrotem na jego gałęziach. Widząc, jak opadają, stajemy się bardziej świadomi cudu wiecznego cyklu życia i podtrzymującej go czułej miłości.
„Będą jak drzewo zasadzone nad wodą, która wypuszcza swoje korzenie nad strumieniem. (...) jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną: co uczyni, pomyślnie wypada” (Ps 1, 1–3).
Wszystkiego najlepszego z okazji jubileuszu!
Pozdrawiam serdecznie
Laurence Freeman OSB
WCCM w 2021 roku: 2542 grupy rozsiane we wspólnotach krajowych po całym świecie.
Tłum. Krzysztof Kożurno
Red. Andrzej Ziółkowski
Kor. Katarzyna Kusojć