W 2009 roku o. Kennedy poprowadził Seminarium Johna Maina pt. „Gdy Bóg znika”. Wieloletnie doświadczenie nauczania medytacji zen wśród chrześcijan wyposażyło ojca Kennedy’ego w głębokie zrozumienie głodu Boga u współczesnego człowieka. Posługując się mądrością koanu, literatury i poezji ojciec Robert prowadzi nas po pasjonujących obszarach duchowości, gdzie buddyzm spotyka się z chrześcijaństwem, ucząc chrześcijan zobaczyć swą wiarę w świetle buddyjskiej tradycji zen.
(tłum. Andrzej Ziółkowski, korekta Anna Zdonek i Paweł Koza, konsultacja Jarosław Chrzanowski SJ. Copyright Robert Kennedy i wccm.pl)
Laurence Freeman OSB:
Jestem zaszczycony, że mogę powitać ojca Roberta Kennedy’ego, prelegenta tegorocznego Seminarium Johna Maina. Ojcze Robercie, bardzo się cieszymy, że przyjąłeś nasze zaproszenie i radujemy się, że jesteś tutaj z nami. Z niecierpliwością czekamy na słowa Twojej nauki. Ci z nas, którzy w ciągu kilku ostatnich dni uczestniczyli w prowadzonych przez Ciebie rekolekcjach pragną wejść głębiej w ciszę, do której nas poprowadziłeś.
Ojciec Kennedy jest jednym z trzech współczesnych jezuitów, którzy noszą czcigodny tytuł nauczyciela, roshi, w buddyjskiej tradycji zen. Jezuita, profesor teologii w
Podczas naszych rekolekcji o. Kennedy mówił o otwieraniu drzwi i okien. Trudno nie dostrzec, że on sam otworzył i przeszedł przez wiele drzwi w trakcie swej duchowej podróży. I jak ciągle podkreślał, nie da się przez nie przejść inaczej, jak tylko poprzez własne doświadczenie. Nasza Wspólnota przechowuje głęboko w sercu słowa ojca Johna Maina OSB, który uczył, że w doświadczeniu medytacji dokonuje się weryfikacja prawd naszej wiary. I myślę, że właśnie owo doświadczenie Tajemnicy sprawiło, że zjawiliśmy się tutaj tak licznie w ten weekend . Jak powiedziałeś, zen nie jest dla każdego. Mimo iż zawiera w sobie uniwersalne elementy, pozostaje drogą szczególną. Twoja nauka pomaga nam jednak zrozumieć i uszanować to, co w zen najcenniejsze – to co jest w jego tradycji „prawdziwe i święte”, jak to określił Kościół w swych soborowych oświadczeniach wobec innych religii. Mamy obowiązek nie tylko uszanować tę prawdę i świętość, ale też powinniśmy pozwolić, by nas poprowadziły i uczyły.
Czytamy w Księdze Przysłów: „Mądry, słuchając, pomnaża swą wiedzę” (Prz 1,5). Ta rada sprowadziła nas tutaj drogami poszukiwania prawdy. Jest ich wiele, a każdy z nas przyszedł swoją własną. Ty przybyłeś, aby powiedzieć nam, czego chrześcijanie mogą nauczyć się ze skarbnicy mądrości zen. Kryzys religijności dotyka dzisiaj wielu ludzi – nie wiedzą, kim są, gdzie jest ich miejsce, dręczą ich konflikty lojalności lub tożsamości religijnej. Znajdujemy się w okresie historii, o którym możemy śmiało powiedzieć, że jest to czas, w którym Duch Święty tworzy w rodzinie ludzkiej nowy rodzaj świadomości religijnej. Nic dziwnego, że na tej drodze od „starego” do „nowego” będziemy wszyscy przeżywać pewne zamieszanie i dezorientację. To jest znak wzrostu naszej wiary.
Ojciec Kennedy jest szczególnym świadkiem utwierdzania się chrześcijańskiej tożsamości przez głębokie zanurzenie się w innej tradycji duchowej. Jest to ryzykowne i rzadkie powołanie. Ojciec Kennedy pomaga nam także zrozumieć, co naprawdę kryje się pod pojęciem katolickości, gdzie spełniają się słowa św. Pawła, że w Chrystusie nie ma ani Żyda, ani Greka, wolnego i niewolnika, czy nawet kobiety i mężczyzny. W Nim pojęcia te ustępują doświadczeniu naszej tożsamości w pełnej Jedności, którą chrześcijanie nazywają Duchem Świętym.
Ojcze Robercie, dziękuję Ci za długą, odważną i nietypową duchową drogę, którą przebyłeś. Podróżowałeś nią wraz z jezuitami, Twoimi braćmi zakonnymi, w odpowiedzi na wezwanie Jezusa do pójścia za Nim. Dziękujemy za odważne dzielenie się z nami swoimi odkryciami i naukami. Dziękujemy za poprowadzenie tegorocznego Seminarium Johna Maina. Mnisi Pustyni zwykli wyruszać na poszukiwanie mądrych nauczycieli. Kiedy do nich dotarli, prosili: „Ojcze, posil nas twoim słowem”. My odszukaliśmy Ciebie i prosimy tak jak oni: „Ojcze Robercie, posil nas Twoim słowem”.
Robert Kennedy SJ:
Dziękuję. Czuję się niezmiernie zaszczycony, będąc gościem Seminarium Johna Maina. Słyszałem o nim od wielu lat i nigdy nie pomyślałem, że pewnego dnia będę występował na nim w roli mówcy. Dlatego pragnę podziękować o. Laurence’owi za jego gościnność i za zaproszenie mnie tutaj.
Znam o. Laurence’a dłużej niż on zna mnie. Byłem w Belfaście w 2000 roku, kiedy o. Laurence był organizatorem odbywającego się tam Seminarium Johna Maina. Zebrała się na nim wyjątkowa grupa ludzi; moim zdaniem było to wydarzenie niemające precedensu. Spotkali się mężczyźni i kobiety, głównie mężczyźni z północnej i południowej Irlandii, którzy nie tylko pałali do siebie nienawiścią, ale jeszcze do niedawna planowali wzajemne ataki na śmierć i życie. Wówczas na Seminarium zasiedli przy jednym stole z kimś, kto być może zabił ich ojca, brata lub syna. Tą próbą przybliżenia pokoju w Irlandii o. Laurence dokonał czegoś, czego nikt inny nie był w stanie dotychczas zrobić. Wczorajsi wrogowie odłożyli broń, aby wyciągnąć do siebie rękę. To było wspaniałe przeżycie. Od tamtego czasu śledzę i podziwiam wielki dar o. Laurence’a zbliżania do siebie ludzi i pomagania im być chrześcijanami.
W Belfaście był wtedy obecny Dalajlama wraz z prezydent Irlandii – panią Mary McAleese. Oboje wygłosili podniosłe przemówienia. Ktoś z sali zapytał Dalajlamę, czy może dać Irlanczykom jakąś radę, która pomoże im pojednać się po tylu latach wzajemnej przemocy. Dalajlama przerwał na chwilę przemówienie, powoli ogarnął wzrokiem całą salę, a następnie powiedział: „Nie! Wasze trudności i problemy spowodowaliście sami i sami możecie je rozwiązać. Rozwiązanie leży w zakresie waszego humanizmu. Nie potrzeba wam mnicha z Tybetu, żeby wam w tym pomagał”. To był wspaniały moment. Pomyślałem wtedy o nauce zen, mówiącej że nasze problemy są naszym wytworem, i że w naszym człowieczeństwie leżą możliwości, aby się z nimi zmierzyć i je rozwiązać, dla dobra nas wszystkich.
Dziękuję o. Laurence’owi za inspirację w ciągu tych wielu lat. Przejdźmy teraz do naszych rozważań.