W konkluzji chciałbym przywołać jeszcze raz to, co powiedział Jan Paweł II. Po zaznaczeniu roli milczenia w Eucharystii wyjaśnia, że nie chodzi tutaj o sztuczną samą w sobie ciszę. W celebracji liturgicznej słowo Boże w pełni wyraża swe znaczenie, pobudzając chrześcijan do ciągłej odnowy swego życia, tak aby «słowa usłyszane w czynności liturgicznej znalazły również pokrycie w życiu». (List apostolski Ojca Świętego Jana Pawła II z okazji 40. rocznicy ogłoszenia Konstytucji o liturgii świętej «Sacrosanctum Concilium». przyp. tłum.).
Przypomina się tu św. Franciszek, który nalegał, by głosić Ewangelię przy każdej okazji i każdemu, kogo napotkamy. A jeżeli to już naprawdę konieczne – dodawał - to można używać w tym celu słów. Jak mniemam nie chodziło mu po prostu o ciszę jako taką, ale ciche i skryte świadectwo życia Ewangelią.
Związek między Eucharystią, a tym jak żyjemy jest nie do przecenienia, by w ogóle zrozumieć i docenić jej znaczenie. Jeżeli Eucharystia jest dla nas jedynie obowiązkiem kościelnym lub odpustowym happeningem, wówczas niewiele wpłynie ona na to, by nasze życie stawało się coraz bardziej życiem Ewangelią. Tylko wtedy, gdy zanurzymy się w jej głębię nabierze znaczenia jej końcowe wezwanie Idźcie w pokoju, w przeciwnym razie wyjdziemy z niej z tym samym niepokojem, z jakim przyszliśmy.
Cisza jest tym, co sprawi, że poza słownymi deklaracjami ujawni się sakramentalna skuteczność Eucharystii, która ma moc przemienić nasze życie. Oznacza to, że symbolicznie dzieląc się podczas niej plonami ziemi przyjdzie nam lepiej służyć królestwu sprawiedliwości. Wszyscy otrzymaliśmy tyle samo chleba i wina. Starczyło ich dla wszystkich. Czyż nie znaczy to, że jeżeli nasze życie ma być eucharystyczne, to musimy pracować ku sprawiedliwemu podziałowi bogactw naszej ziemi, uwolnieniu ciemiężonych i wzięciu w opiekę zepchniętych na życiowy margines? Mistyczna treść Eucharystii ma daleko idące implikacje. Czyż Thomas a Becket i Oscar Romero nie zostali zabici w czasie milczącego momentu konsekracji?
Eucharystyczna cisza uświadamia nam również prawdziwe znaczenie pokoju, jako owocu braku przemocy. Bo pokój to nie jest tylko bezpieczna ucieczka ze sceny wydarzeń, tak jak cisza, to nie jest tylko brak hałasu. Ofiara eucharystyczna przypomina nam to, na co zwrócił uwagę Rene Girard wskazując w swych studiach na związki między gwałtownością a sakralnością. Okazuje się, że w czasie początków Kościoła wielu pogańskich kapłanów Rzymu prosiło o chrzest. Nie postrzegali oni jednak siebie jako sług Bożych, ale bardziej jako urzędników religii. Liczył się dla nich ich profesjonalizm w ściśle przestrzeganych słowach i gestach krwawych obrzędów ofiarnych zgodnie z przyjętym rytuałem. W przeciwieństwie do nich chrześcijanie szybko zrozumieli, że nie tak jest w doskonałej eucharystycznej ofierze Chrystusa. Ta była ofiarą z samego siebie w miłości, i wraz z nią skończyła się potrzeba kupowania przychylności Boga. Według Girarda kupowanie przebaczenia Boga poprzez składanie w ofierze kozłów ofiarnych było niczym innym, jak sposobem na kontrolę przemocy w społeczeństwie. Tymczasem krzyż, który stoi na chrześcijańskich ołtarzach oznacza koniec z niekończącym się łańcuchem przemocy w świecie. Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń nawoływał prorok Ozeasz, a co Jezus za nim powtórzył (Oz 6,6 i „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” Mt 9,13- przyp. tłum). Jeżeli naszemu uczestnictwu we mszy świętej zabraknie ciszy, by uczcić i uszanować jej mistyczną głębię, to łatwo dojdzie do jej teologicznie fałszywej interpretacji: widzenia jej jako obrzędu koniecznego dla pacyfikacji gniewu Boga. Milczenie we mszy świętej zrozumiane duchowo, a nie legalistycznie, wydobywa moc sakramentu jako narzędzia pokoju i sprawiedliwości. Pokoju nigdy nie da się osiągnąć przemocą, a w Bogu nie ma ani przemocy, ani gniewu.
Ostatnia przedśmiertna nauka i błogosławieństwo Jana Pawła II odbyły się w milczeniu. Trzeba zauważyć, że pod koniec życia papież wraz ze swą powracającą katechezą o świętości życia, nieaceptowalności kary śmierci i nieetyczności wojny w Iraku, coraz usilniej powracał do podkreślania mistycznego znaczenia Eucharystii. Jest tu wyraźnie widoczny pomost między brakiem przemocy, a kontemplacją. Bo czyż nie są to dwa główne filary nauczania Jezusa i odwieczna prawda płynąca z Ewangelii?
Tak oto implikacje milczenia we mszy świętej prowadzą nas do serca naszej wiary i do istoty współczesnej ewangelizacji. Bo nie chodzi tu tylko o to, co dzieje się podczas mszy świętej. Gra toczy się o to, co jest najprawdziwsze w rdzeniu naszego istnienia i w nici, z której przędziemy nasze codzienne życie. Sądzę, że właśnie dlatego Jan Paweł II powiązał doświadczenie liturgicznej ciszy z kontemplatywną odnową Kościoła. W świecie nieustannie bombardowanym przez hałas i stres, podkreślał konieczność powrotu Kościoła do swych duchowych korzeni, aby z nich nauczać kontemplacyjnej modlitwy. Doświadczeniem, do którego w naszych wspólnotach należy przywiązywać wielką wagę, jest milczenie – pisał. John Main, który zmarł w 1982 roku, dostrzegł to samo: największym wyzwaniem dla współczesnego człowieka, jest ponowne odkrycie wartości, jakie niosą milczenie i cisza. Dla ojca Johna było jasne, że bez przywrócenia modlitwie jej kontemplatywnego wymiaru, nie da się doświadczyć z całą mocą znaczenia sakramentów.
Liturgiczna wizja milczenia i ciszy rozwinęła się wglądem Jana Pawła II we współczesną duchowość. W społeczeństwie, które żyje w coraz większym pośpiechu, niejednokrotnie ogłuszone przez hałas i rozpraszane przez sprawy ulotne, odkrycie wartości milczenia jest kwestią o znaczeniu życiowym. Nieprzypadkowo, także poza chrześcijaństwem, rozpowszechniają się praktyki medytacji, które kładą nacisk na skupienie. Dlaczego więc nie zacząć, z pedagogiczną odwagą, uczyć milczenia wykorzystując specyfikę doświadczenia chrześcijańskiego? Patrzmy na przykład Jezusa, który «wyszedł z domu i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił» (Mk 1, 35). Pośród różnych momentów i znaków w liturgii nie może zabraknąć milczenia. (Spiritus et Sponsa)
Papież nawiązuje tu do powtarzanego w liście ponaglenia do zamiłowania do modlitwy. Dodajmy, że nauka modlitwy kontemplatywnej na poziomi parafii czy diecezji jest naturalnym owocem rosnącej liturgicznej ciszy. Trzeba nam zrobić gdzieś pierwszy krok – milczeniem po komunii albo grupą medytacyjną w parafii. W Kościele będącym żywym duchowym Ciałem Chrystusa jego pasterze nie muszą zaprzątać sobie głowy zbyt dogłębną analizą systemową. Mają się oni przede wszystkim modlić i zachęcać wiernych do coraz to głębszej modlitwy. Zastosowanie tego może okazać się dzisiaj wielką śmiałością („Pedagogię Kościoła winna cechować śmiałość” tamże, przyp. tłum.) w naszych programach formacyjnych dla dzieci i młodzieży. Ta „pedagogiczna śmiałość” już się zaczęła w diecezji w Queensland jak też w wielu katolickich szkołach na całym świecie, gdzie dzieci uczą się praktyki Medytacji Chrześcijańskiej.
Ożywcza cisza po liturgii słowa, homilii i Komunii wzbudzi, albo lepiej, pomoże rozpoznać ten głód, który jest głodem zarówno Kościoła jak i całego świata. Nauka modlenia się w kontemplatywny sposób lepiej pokaże nam, jak żyć w duchu. Bo tak jak się modlimy tak też i żyjemy. I tak jak się modlimy, tak też celebrujemy Eucharystię. Ten głód za kontemplacją jest całą naszą nadzieją a odkrycie wartości milczenia jest kwestią o znaczeniu życiowym. (Spiritus et Sponsa)
fot. wccm.pl