Rozmawiają o. Laurence Freeman OSB i ojciec Frans de Ridder CICM.
Singapur, styczeń 2008
O.LAURENCE: Powiedział mi kiedyś Ojciec, że przybył Ojciec do Azji w wieku 25 lat.
O. FRANS: Zgadza się. W 1965 roku przyjechałem jako nowo wyświęcony ksiądz na Tajwan i tam też spędziłem następne 15 lat misyjnego życia.
Co było potem?
W 1981 roku przeniesiono mnie do Singapuru.
A gdzie zdobył Ojciec wykształcenie?
Jestem misjonarzem CICM, w związku z czym uczyłem się w Belgii. Filozofię studiowałem po francusku na południu Belgii, teologię natomiast w Brukseli przez rok, a potem jeszcze lata w Louvain.
W jaki sposób życie w Azji wpłynęło na Ojca zrozumienie Chrystusa i przeżywanie Ewangelii?
Muszę przyznać, że przeżyłem szok, gdy przyjechałem na Tajwan i dowiedziałem się, że 95% jego mieszkańców nie wie nawet, że ktoś taki jak Chrystus kiedykolwiek istniał. W związku z tym zadałem sobie pytanie, czy powinienem zaprowadzić tam Chrystusa, czy powinienem zaprowadzić tam Boga. Jednak bardzo szybko uświadomiłem sobie, że Bóg był tam przecież od zawsze, może tylko ludzie nie zdawali sobie sprawy z jego obecności. Bardzo zadziwiały i intrygowały mnie zawsze wizyty w buddyjskich świątyniach. Jako młody misjonarz odwiedziłem kilka świątyń na Tajwanie i zobaczyłem tam buddyjskich mnichów i mniszki – zachowujących się z wielkim spokojem i powagą, a to za sprawą medytacji. Zawsze zastanawiałem się, czego doświadczają, co sprawia, że zachowują się z taką prostotą, powagą i pewnością.
Czy pomyślał Ojciec, że mają oni coś, czego Ojcu brakuje?
Oczywiście. Nawet pomyślałem, że gdy będę miał czas, to może wycofam się z aktywnej posługi i przeprowadzę badania, które miałyby na celu zbadanie motywów ludzi, którzy decydują się na życie w świątyni poświęcając większość swego czasu na medytację. Na Tajwanie istnieje olbrzymi ruch młodych ludzi, którzy decydują się na życie w świątyni. Pu Li to ogromna świątynią, w której żyje ponad 1000 mnichów i mniszek. Żyją oni w bardzo prostych i surowych warunkach. Muszą zatem doświadczać czegoś wyjątkowego, dającego uczucie spełnienia, inaczej nie wytrzymaliby tam.
Wygląda na to, że Azja przybliżyła Ojcu kontemplacyjny wymiar duchowości. A jak wyglądało wykształcenie Ojca jako księdza w tej dziedzinie? Czy w seminarium miał Ojciec do czynienia z jakimś wprowadzeniem?
W seminarium uczyliśmy się medytować, ale były to ćwiczenia bardzo intelektualne: analizowaliśmy teksty biblijne próbując określić, jakie dary byłyby nam potrzebne i modliliśmy się o nie do Boga. Zatem były to raczej działania natury intelektualnej. Podczas nowicjatu uczono nas, by medytować dwa razy dziennie. Dla młodych chłopców, osiemnasto- i dziewiętnastolatków był to ciężki obowiązek. Myślę, że dla wielu z nas było to bardzo trudne i wydaje mi się, że po zakończeniu nowicjatu nikt z nas nie praktykował medytacji dwa razy dziennie. Ja osobiście próbowałem pozostać wiernym medytacji poprzez czytanie książek znanych autorów piszących o sprawach duchowych. Po prostu czytałem ich teksty raz lub dwa razy i próbowałem wyciągnąć z tej lektury jakąś pożywkę duchową, ale to także było zajęcie dość intelektualne, powiedziałbym analityczne. Nie miało zbyt wiele wspólnego z doświadczaniem obecności Boga.
Od ilu lat jest już Ojciec księdzem?
Od 44 lat.
Spoglądając wstecz, nie wydaje się to Ojcu dziwne, że podczas nowicjatu, studiów teologicznych i filozoficznych nie nauczono Ojca kontemplacyjnej modlitwy?
Nie uświadamiano nam w wystarczający sposób tego wymiaru modlitwy. Zachęcano nas raczej do kontynuowania codziennych intelektualno-analitycznych medytacji. Uczono nas, że są inne drogi, i że Bóg nas poprowadzi i przeprowadzi nas z jednego etapu na drugi. Muszę przyznać, że w okresie, gdy przyjechałem do Azji, bardzo lubiłem czytać książki. Tak więc robiłem to, czego mnie uczono i oddawałem się refleksji na temat obecności Boga. Fascynuje mnie to wyrażenie: obecność Boga – w odróżnieniu od istnienia Boga. Myślę, że istnienie Boga jest kwestią dużo bardziej filozoficzną. Czy Bóg istnieje? Bóg jeden wie. Natomiast z obecnością Boga jest tak, że im bardziej jesteśmy jej świadomi, im bardziej się w niej zanurzamy, tym pełniejsze staje się nasze życie. To swego rodzaju głęboka świadomość, znajdująca się niemal w wymiarze cielesnym, coś jakby poświata boskiej obecności, w której się poruszamy i żyjemy. W ten sposób chrześcijaństwo staje się doświadczaniem Boga w sposób, w jaki Boga doświadczał Chrystus. Jest odczuwaniem Boga tak jak odczuwał Go On, co zresztą świetnie przedstawione jest w Ewangelii wg Św. Jana, gdy Filip prosi: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Jezus odpowiada mu: „ Jakże [więc] możesz mówić: ‘Pokaż nam Ojca’? Czy nie wierzysz, że ja jestem w Ojcu, a Ojciec jest we mnie?”. W ten sposób doświadczenie Jezusa nie ma wyłącznie wymiaru historycznego – nie zdarzyło się tylko 2000 lat temu. Tego, czego doświadczył Jezus, doświadczamy także i my: także my żyjemy w Bogu i Bóg żyje w nas. Istotą naszej wiary jest zaś pełne uświadomienie sobie tego faktu.
Jakie są dla Ojca teraz najważniejsze źródła doświadczania Bożej obecności?
Przede wszystkim są to książki Johna Maina. A także wiele książek Ojca [Laurence’a Freemana]. Słyszałem wystąpienie Ojca w Louvain pod koniec lat 90. Zdaje się, że było to w parafii Katolickiego Uniwersytetu w Louvain. Prawie każdego dnia czytam akapit bądź stronę z książek Johna Maina. Właśnie skończyłem czytać jedną z jego książek i uważam, że jest ona po prostu fascynująca. Rzadko czytuję te same książki dwa razy, ale tę czytałem już po raz trzeci.
Jak brzmi jej tytuł?
“The Present Christ” (Obecność Chrystusa). Moim zdaniem jest to najgłębsza książka Maina, a jednocześnie jest ona bardzo przekonująca. Po prostu cudowna. Main pisze w niej, że za każdym razem, gdy oddajemy się medytacji, zatapiamy się głębiej w tajemnicy Boga. Ponieważ Bóg jest nieskończony, ponieważ jest tajemnicą umykająca ludzkiemu zrozumieniu, to jest to niekończąca się podróż, w czasie której dzień po dniu, zagłębiamy się coraz bardziej w boskiej tajemnicy. Dlatego też podróż ta nigdy nie staje się męcząca, nudna ani frustrująca. Cały czas posuwamy się do przodu, zbliżając się do tajemnicy Boga.
Myślę, że niektórzy księża słuchając Ojca mogliby odnieść wrażenie, że mieszka Ojciec w jakimś oddalonym od świata, kontemplacyjnym opactwie, a przecież prowadzi Ojciec bardzo aktywną działalność duszpasterską. Mógłby nam Ojciec trochę o niej opowiedzieć?
To prawda, że jestem dość zajęty. Prowadzę rekolekcje typu Marriage Encounter i Engagaed Encounter. Na przykład ten weekend spędziłem na rekolekcjach dla młodych ludzi niebędących w związkach (Choice Weekend). W międzyczasie odprawiłem jeszcze mszę w na drugim końcu miasta w dzielnicy Tampines i chińską mszę dziś rano, a wczoraj udzieliłem ślubu. Rzeczywiście jestem dość zajęty.
A czy zdążył Ojciec pomedytować?
Oczywiście. Zawsze medytuję dwa razy dziennie: wcześnie rano, a potem wieczorem. Dziś, gdy wrócę do domu, pewnie koło północy, pomedytuję jeszcze z pół godziny. Bardzo wierzę w moc Medytacji Chrześcijańskiej i uważam, że pomaga mi ona osiągnąć równowagę w życiu. Na pewno nie tracimy spędzając czas z Bogiem, czy też żyjąc w Bogu. Na tym właśnie polega medytacja. Dzięki niej potrzebuję mniej czasu na sen, czuję się pełen energii. Medytacja nie jest frustrująca, przywraca równowagę w życiu, to kwestia wiary. Zawsze podobała mi się wypowiedź Chrystusa w Ewangelii wg św. Łukasza (10, 27): „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem”. Oczywiście, praca intelektualna, przygotowywanie kazań są bardzo ważne. Jednak podczas medytacji nie powinno się myśleć o kazaniach, należy się skupić wyłącznie na obecności Boga i powtarzać swoją mantrę, nawet gdy pojawiają się pokusy. Na przykład w czasie medytacji może mi przyjść do głowy świetny pomysł, który mógłbym zapisać i wykorzystać w kazaniu następnego dnia. Należy jednak przezwyciężyć tę pokusę. Dzięki temu zyska się więcej – gdy siądę za biurkiem, by przygotować kazanie, wszystkie wspaniałe pomysły wrócą, nie mam co do tego żadnej wątpliwości. Bardzo ważna jest tu dyscyplina: stworzenie czasu dla Boga. Niektórzy ludzie mówią mi: „Ojcze, nie mogę znaleźć czasu dla Boga”. Odpowiadam im: „Kłamiesz!”. Tu nie chodzi o znajdowanie czasu, trzeba ten czas stworzyć! A jeśli stworzysz czas dla Boga, wszystkie inne obowiązki także ułożą się we właściwy plan. Tym nie należy się przejmować. Jeśli to dla Ciebie ważne, stwórz czas dla Boga, a wszystko inne się ułoży.
fot.wccm.org