Wypowiedź ojca Freemana w dyskusji radiowej Encounter stacji ABC Radio (Australia) z 19.11.2006
Dorosły wkraczający w medytację przychodzi oczywiście z osobistą historią i osobistym bagażem. Wielkim wyzwaniem jest zatem wydostanie się z życia głową i przesunięcie umysłu do serca. Jednak dzieci, moim zdaniem, nie są tak całkowicie usadowione „w głowie”. Myślę, że żyją bardziej w sercu, a ich odbiór świata jest dokonywany w dużej mierze przez zintegrowane centrum świadomości. Ponieważ serce nie jest tu symbolem sentymentalnym, to nie chodzi tylko o wnętrze, czy emocje. Serce, jako symbol duchowy, wyraża całość percepcji - tak jak wtedy, gdy mówimy: "Mówię to prosto z serca", "Wkładam w to całe serce". Jest to postrzeganie zintegrowane.
I myślę, że to właśnie dlatego dzieci czasem zadziwiają nas swoimi spostrzeżeniami i intuicyjnymi wglądami. Ponieważ nawet jeśli nie mają za sobą bogatego doświadczenia i ich struktury pojmowania konceptualnego są jeszcze słabo rozwinięte, to mogą mieć pewne wglądy w prawdę i w ludzkie motywy i charaktery - mają więc świadomość serca. I myślę, że to dlatego medytują z taką gotowością.
Św. Tomasz z Akwinu, który nie należy do najbardziej łatwych do zrozumienia teologów, miał wystarczająco prostą definicję kontemplacji jako "proste radowanie się prawdą." Są tu więc trzy elementy. Prosty oznacza zintegrowany, bycie jednym. Radość oznacza, że mamy przestrzeń na radowanie się prostymi rzeczami. A prawda - prawda oznacza to, co jest. Nie tylko po prostu odpowiedź na problem, ale całą sytuację, całą rzeczywistość. A więc proste radowanie się prawdą. I jak sądzę dzieci mają w sobie taką przestrzeń.
Ważne jest, aby próbować rozwinąć możliwości dziecka, pozwolić odkryć mu swój pełen potencjał, tak by przynajmniej zdawać sobie sprawę, jakie talenty posiada. Według mnie jest to uniwersalny dar dzieciństwa. Mam tu na myśli to, że każdy z nas jako dorosły, jeśli spojrzy w przeszłość na swoje dzieciństwo, to mogłoby się okazać, że były momenty wielkiej mądrości lub świadomości Boga. Kiedy byliśmy naprawdę świadomi "w" Bogu, a nie tylko Boga, nie "myślenia o Bogu”.
Uczymy więc dzieci medytacji, ponieważ ten dar jest wrodzony, mamy tę zdolność uczestniczenia w świętym umyśle i w świętej świadomości - ale oczywiście z czasem tracimy ją lub zostaje ona w nas stłamszona. Pamiętam na przykład, że jako dziecko obudziłem się raz w środku nocy... no dobrze - dla mnie był to środek nocy, może było około godziny dziewiątej - i byłem po prostu przepełniony najbardziej wszechogarniającym, że aż prawie bolesnym doświadczeniem miłości. To znaczy, tak bym to opisał w tej chwili. I było to tak wspaniałe, że musiałem pobiec do salonu, gdzie siedzieli moja matka i ojciec. Przypominam sobie, że się śmiali. Nie było sposobu na wyjaśnienie im czego doświadczyłem. Myślę, że wiele dzieci ma podobne doświadczenia. Jest to coś, co widzą lub doświadczają w naturze, zabawie, muzyce. Mają w sobie tę zdolność. To doświadczenie Boga da się z swej natury skonceptualizować, tak więc dziecko nie jest w stanie go ani opisać ani ukonkretnić.
Jednocześnie podczas procesu edukacji dzieci uczą się pojęcia Boga, idei dotyczących Boga i religii, które mogą mieć bardzo małe odniesienie do ich doświadczenia, które przeżyły rzeczywiście. Na przykład, kiedy przygotowywano mnie do Pierwszej Komunii Świętej i Sakramentów, a byłem wtedy w bardzo młodym wieku, wpojono we mnie poczucie grzechu i pewnego strachu przed Bogiem, jako wymierzającym karę za zło. Myślę, że tego typu katecheza ma miejsce nadal w Kościele katolickim, chociaż mniej niż kiedyś. Ale obraz Boga, pojęcie Boga, jako karzącego sędziego jest bardzo odległe od rzeczywistego doświadczenia Boga. Co więc się dzieje, kiedy doświadczenie i obraz Boga, którego uczy się dziecko, coraz bardziej oddalają się od siebie, tak że rozdzielają się zupełnie? Kiedy dziecko dochodzi do okresu dojrzewania nie powinniśmy być zbyt zaskoczeni, że porzuca ono religię, ponieważ religia często nie ma zbyt wielkiego związku z jego doświadczeniem.
Medytacja jest właśnie oparta na doświadczaniu. Powodem, dla którego dzieci mogą ją zaakceptować jest to, że nie muszą w niej myśleć. Nie potrzebują nic konceptualizować, czy też próbować ją wyjaśniać, dowodzić lub uzasadniać. Po prostu doświadczają jej.
fot. wccm.org.