Krok 11: „Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas, oraz o siłę do jej spełnienia.”- Anonimowi Alkoholicy Program 12 Kroków
Może na wstępie powinienem powiedzieć kilka słów o samym sobie. Nie jestem alkoholikiem, chociaż przypominam sobie, że podczas moich czasów studenckich próbowałem nim zostać. Przechodziłem wtedy przez bardzo trudny okres i pamiętam, że myślałem o tym by „utopić moje problemy” i przez to od nich uciec i poczuć się lepiej. Jednak pomimo tego, że jestem na wpół Irlandczykiem, nie udało mi się. Nie znaczy to jednak, że nie wiem co to jest uzależnienie, chociaż nie takie, o którym teraz mówimy. Odczuwam jako szczególną łaskę fakt, że dane mi było poznać wasz program Dwunastu Kroków, który uważam za najbardziej duchowe poruszenie zeszłego stulecia. Poprzez naszą wspólnotę medytacyjną, która wzrastała przez ostatnie 30 lat, poznałem wielu wspaniałych uwalniających się z nałogu alkoholików, którzy odkryli poprzez medytację, prawdziwy sens i praktyczny sposób na realizację Jedenastego Kroku.
Zawsze wierzyłem w to, że alkoholicy mają szczególny dar do rozumienia medytacji, szczególnie gdy przyszło im zetknąć się z nią we właściwym momencie na ich drodze do wyzdrowienia. Ciężko jest się z tym pogodzić, że trzeba zejść na samo dno więcej niż jeden raz, by wreszcie coś do końca zrozumieć. Ale wraz z bólem każdego zejścia w dół przychodzi głęboki wgląd, że alkoholizm jest niszczącą chorobą, a nawet śmiertelną, że obraca on w ruinę twoje życie i niszczy to co najcenniejsze - twoje relacje z bliskimi.
Jednocześnie z tym stopniowym samo-oświeceniem pojawia się gdzieś głębokie przeczucie, że choroba ta może również prowadzić do niezwykłego przełomu. Odnoszę wrażenie, że cały sens działania ruchu AA, jego braterstwo, zasadza się na maksymalizacji potencjału tej choroby tak, by doprowadzić do owego podwójnego olśnienia. By pomóc uzależnionym wykorzystać potencjalnie niszczący zespół okoliczności dla ich wzrostu duchowego, głębokiej integracji i powrotu do pełni życia.
Ilekroć jestem z grupą AA wówczas słowo, o którym nie mogę przestać myśleć to łaska, bo wyczuwam jej działanie wśród nich silniej, niż gdziekolwiek indziej. W moim pojęciu łaska to szczególna energia uczciwości, prawdy, dobra i uzdrawiającej siły. Dla mnie jest to rodzaj Eucharystii, wspólnego przebywania w Duchu, które człowieka uskrzydla. To co zawsze na nowo odkrywałem w spotkaniach AA to to, że nie było w nich miejsca na czcze gadanie. Była za to przyjaźń, otwartość i ludzka uczciwość. Nie było w nich wszędobylskich barier podziału, podejrzliwości i filtrów towarzyskich innych spotkań. Fakt braku pogaduszek znaczył, że można było zająć się naprawdę ważnymi sprawami. Ludzie opowiadali „moją historię”, a w jej opowiadaniu dzielili się tajemnicą. W języku angielskim słowa moja historia i tajemnica różnią się od siebie tylko jedną literą (my story, mystery, przyp.tłum.). Ilekroć ktoś z AA opowiadał moją opowieść to tak jakby odkrywał swoją tajemnicę na nowo i przez to rozumiał ją jeszcze głębiej. Jakie jest znaczenie tej mojej historii, jaka jest jej tajemnica? Może brzmi to teraz nieco egocentrycznie, ale ja myślę, że w tym programie jest wiele egocentryzmu; już jego natura sprawia, że musi w nim być koncentracja na sobie. Prawdę mówiąc nie sądzę, że egocentryzm jest tu właściwym określeniem. Raczej chodzi w tym procesie o transformację ego, jego uzdrowienie. Bo jest w tym wiele ego, tu przecież idzie przede wszystkim o mnie, nieprawdaż? Nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że owa koncentracja siebie jest częścią procesu transformacji. Nie ma bowiem nic gorszego niż utknąć w samym sobie. Oczywiście tym właśnie jest nałóg, utknięciem w sobie, wejściem w powtarzający się cykl, prowadzący w końcu do nienawiści samego siebie. Słuchasz swego własnego głosu i wpadasz w swe własne pasje i pożądania. Tak więc opowiedzenie mojej historii powoduje przerwanie wewnętrznego monologu i otwarcie się na coś tajemniczego, coś czego nie da się łatwo zdefiniować i racjonalnie wytłumaczyć. Można tego jedynie doświadczyć bez możności kontroli tego przeżycia.
Chciałbym podzielić się z wami moim rozumieniem Medytacji, czymś co może wam się przydać i pomóc. Nie ma innej drogi nauczenia się Medytacji oprócz praktykowania jej z innymi. W Medytację wpisana jest dynamika grupy, tak samo, jak ma to miejsce w procesie wychodzenia z nałogu. Oba te procesy są interesująco podobne do siebie, więcej nawet: uzupełniają się wzajemnie. Myślę, że dzieje się tak, bo w Programie Dwunastu Kroków jego uczestnik oducza się nawyku, owego niszczącego fizycznie i chemicznie głęboko warunkującego przyzwyczajenia wraz z jego bardzo skomplikowanymi psychicznymi i psychologicznymi zachowaniami. Idzie więc tu o pozbycie się złego przyzwyczajenia. Tymczasem ucząc się medytować praktykujący Medytację przyswaja sobie dobry nawyk.
Przestać pić i zacząć medytować - na obu drogach napotykamy trudności. Obie z nich są trudne i wymagają wewnętrznej mocy, większej od tej, którą może ofiarować nam nasze ego. Musimy otworzyć się na Wyższą Moc i otworzyć na innych. Wy nazywacie to Braterstwem, my mówimy Wspólnota. Medytacja jest dla mnie w pewnym sensie łaską. Coś co jest prawdziwie „za darmo”, nic nie kosztuje i nie ma potrzeby się o nią targować. Napotkać na swej drodze życia Medytację to jest doświadczyć łaski. Napotkać coś, czego się nie spodziewało. Odkrywanie na jej nieprzewidywalnej drodze kolejnych niespodziewanych etapów jest czymś, co zmienia nasze życie, bo przełamuje mechanizmy, w których tryby się dostaliśmy, czy to przez własne przewinienia, czy to przez nieszczęśliwy przypadek, czy też przez niefortunny zbieg obu z nich razem.
fot. wccm.pl