Oddech jest pomostem między ciałem a umysłem. Gdy ciało odpoczywa, to uspokaja się też i oddech, a wraz z nim wycisza się umysł. W stanie rozdrażnienia i zdenerwowania nasz oddech staje się szybki i płytki. Tak więc praca nad wyciszeniem naszego ciała i oddechu będzie kojąco wpływać na stan naszego umysłu. Ten fragment z Filokalii posuwa się jeszcze dalej i brzmi niemal jak cytat z ćwiczeń jogi pranajama: „Wiesz mój bracie, gdy oddychamy, to wciągamy i wypuszczamy powietrze. Bez tego nie ma życia i stąd bierze się ciepło ciała. Tak więc, gdy siedzisz w swojej celi, skup swój umysł, prowadź go po ścieżce, jaką wpływa w ciebie strumień powietrza, niech wraz z nim dotrze do twego serca i tam go zatrzymaj. Niech tam trwa twój umysł, lecz nie pozostawiaj go w bezczynności, daj mu do powtarzania modlitwę: Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Ćwiczenia z oddechem są jedynie przygotowaniem do medytacji; gdy rozpoczniemy medytować, najlepiej jest o nich zapomnieć.. Jak tylko oddech się uspokoi i przepływa przez nas naturalnie, można spróbować „zawiesić” na nim nasza mantrę, jest to dobra metoda na jej w nas zakotwiczenie. Gdyby jednak stało się to powodem do rozproszeń, należy z tego zrezygnować. Wybrane fragmenty wiersza ojca Jana M. Berezy OSB (ze zbioru Medytacja z ojcem Serafinem), wspaniale oddają wagę postawy ciała i oddechu:
Kiedy się modlisz, bądź jak góra
Nieruchomo osadzona w ciszy.
Jej myśli zakorzenione są w wieczności.
Nie rób niczego, siedź, bądź,
a poznasz owoce płynące z modlitwy.
Kiedy się modlisz, bądź jak kwiat,
Zawsze skierowany ku słońcu.
Jego łodyga jak kręgosłup, zawsze jest prosta.
Bądź otwarty, gotowy przyjąć wszystko bez lęku,
a nie zabraknie ci światła w drodze.
Kiedy się modlisz bądź jak ocean,
W swej głębi zawsze nieporuszony.
Jego fale przypływają i odpływają.
Bądź spokojny w swym wnętrzu,
a złe myśli same odejdą.
Kiedy się modlisz, pamiętaj o oddechu,
Dzięki niemu człowiek stał się istotą żyjącą,
Oddech od Boga pochodzi i do Boga wraca.
Zjednocz słowo modlitwy ze strumieniem życia,
a nic od Dawcy życia cię nie odłączy.
Góra uczy sensu wieczności,
Kwiat, gdy więdnie uczy przemijania,
Ocean uczy spokoju wśród przeciwności,
a miłość uczy zawsze Miłości.
Najbardziej pomocny sposób na uporanie się z hałasem zewnętrznego świata i naszego rozbieganego umysłu, jest ich akceptacja takimi, jakimi są. Pogodzenie się ze stanem rzeczy jest jedną z najtrudniejszych lekcji, jaką przyjdzie nam sobie przyswoić, jednocześnie jest to lekcja najważniejsza. Tak przyzwyczailiśmy się do oceniania i krytykowania zarówno siebie, jak i innych, że ogarnia nas irytacja, kiedy siadamy do medytacji, a tu myśli kotłują się w głowie i odgłosy z zewnątrz przeszkadzają nam w skupieniu. Tymczasem im bardziej staramy się z nimi uporać, tym bardziej stają się nachalne. Zamiast jednoczenia naszego umysłu, dzielimy go: jedna jego część zaczyna zwalczać drugą. Przypominam sobie, jak lata temu natknęłam się na plakat zachęcający do medytacji. Przedstawiał on hinduskiego guru, który w tradycyjnym stroju ślizgał się po falach oceanu stojąc w doskonałej równowadze na desce surfingowej. Pod spodem był napis: Nie da się zatrzymać fal, ale można nauczyć się po nich surfować”.
Nie da się pozbyć myśli, są jak owe fale. Trzeba je przyjąć, jako nieodłączną część nas samych i nauczyć się po nich umiejętnie surfować. W Medytacji Chrześcijańskiej naszą deską surfingową jest mantra. Czasami myśli się uspokajają - nasz ocean wycisza się i leżymy w spokoju na desce – nasz umysł jest pełen ciszy. Innym razem, aż wiruje nam w głowie, tak że z trudem trzymamy się mantry. Morze w nas jest wzburzone i gwałtowne. W miarę, jak obserwujemy nasze myśli z pokojowym nastawieniem do ich akceptacji, stają się one mniej natarczywe. I wprost przeciwnie: im bardziej chcemy się ich pozbyć, tym stają się silniejsze. Stajemy tutaj wobec wyboru. Albo poddamy się ich biegowi, albo wrócimy do mantry. Jest to wolny wybór. Czasem, gdy tkwimy w ogromie niepozałatwianych spraw, dobrze jest przed medytacją nazwać je głośno: praca, zakupy, kłopoty z przyjaciółmi... Wtedy z wolna ich intensywność wygasa, a przerwy między nimi wydłużają się i wypełniają mantrą. Cała tradycja [modliwy] podkreśla nieuchronność myśli: Jeden z braci przyszedł do abby Pastora i powiedział mu:
- Mam tak wiele rozproszeń, że zaczynają mi już zagrażać.
Stary mnich wyprowadził go na zewnątrz i nakazał mu tak:
- Otwórz poły twego płaszcza i spróbuj złapać w nie wiatr.
Na to ten mu odparł:
- Tego zrobić się nie da.
- Tak jak nie da się złapać wiatru, tak nie da się zatrzymać rozpraszających myśli zakłócających spokój serca (z Opowiadań Ojców Pustyni).
Nauka akceptacji naszych myśli, jako czegoś naturalnego przyda się, gdy przyjdzie godzić się z tym, co niesie z sobą powszednie życie. Brać je takim, jakie jest, a nie takim, jakim chcielibyśmy je od razu mieć. Raczej niż próbując je modyfikować zgodnie z naszymi pomysłami i życzeniami, co bezustannie podpowiada nam ego, uczymy się godzić z sytuacjami, w jakich przyszło nam się znaleźć, a wraz z tym unikać bolesnych rozczarowań. Wtedy staje się dla nas coraz bardziej jasne, że to, z czego rezygnujemy, to coś, co tylko jawi się, jako bardzo niezbędne, że tak naprawdę mamy już wszystko, czego trzeba w głębi naszego prawdziwego jestestwa. Energia, którą w ten sposób zaoszczędzimy na niepotrzebne potyczki z życiem, przyda się by kreatywnie odpowiedzieć na jego wyzwania, tak, że prawdą zabrzmią słowa modlitwy:
Boże użycz mi pogody ducha,
Abym zgodził się z tym,
Czego nie mogę zmienić
Odwagi, abym zmieniał to,
Co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
for. wccm.pl