Wzrost w samoświadomości może być trudny i bolesny. Ego nieustannie stawia opór, sprawia, że czujemy się gnuśni, zmęczeni i rozbici. Ewagriusz, tak jak inni Ojcowie Pustyni, nazywał ten stan ducha demonem akedii. Ale zamiast zgody na to, że wszystkie te emocje są wynikiem naszych wewnętrznych zmagań, szukamy kozłów ofiarnych w świecie wokół nas. Projektujemy rozproszenia na zewnątrz i w innych szukamy winy, w tym co zrobili lub nie. Winę ponosi wspólnota, rodzice, społeczeństwo... Tymczasem obwinianie innych prowadzi do widzenia siebie w roli ofiary, co z kolei odbiera nam wolność pełnego człowieczeństwa. Skłonność do obgadywania, osądzania i krytykowania innych to sposób, w jaki ujawniamy nasze nieporozwiązywane wewnętrzne konflikty - bardzo wyraźny znak, że nie oczyściliśmy naszych emocji. Jest tak, gdyż z reguły osądzamy takie postępowanie innych, które rezonuje z naszymi własnymi niezaspokojonymi potrzebami, czyli potencjalnie jest naszym wypartym postępowaniem. „Nigdy nie wytykaj palcem w znaku pogardy i osądu, bo kiedy tak czynisz, wówczas trzy palce wskazują na ciebieę” (Bear Heart, The Wind is my Mother). Jest to nie tylko niekorzystne dla nas samych. Osądzanie innych, to jak gdyby oglądanie ich w stop-klatce. Zamrażając nie pozwalamy drugiemu na poprawę i rozwój. Obrabowujemy go z szansy na wzrost, zatrzymując go w naszej pułapce czasu. Abba Xanthias powiedział: „Łotrowi na krzyżu przebaczono dzięki pojedynczemu słowu, a Judasz, który należał do grona wybranych, stracił wszystek swój trud w jedną noc, spadając z nieba do piekła.” (Opowiadania Ojców pustyni)
Obserwowanie myśli wspomagane codzienną medytacją, nie tylko przemienia naszą świadomość, ale co ważniejsze całe nasze życie. Owoce medytacji stają się częścią nas samych, promując opanowanie i równowagę w reakcjach wobec świata. Dzięki dyscyplinie medytacji stopniowo dostrzegamy rzeczywistość nieskrępowaną naszymi emocjami, uwarunkowaniami i potrzebami survivalu. Dochodzimy do „czystości serca”, pełnej akceptacji siebie samych i naszej konkretnej sytuacji życiowej, wyrzeczenia się wszelkich złudnych wyobrażeń o sobie samych – tych przesadzonych oszacowań naszych własnych możliwości – po to, by poddać się woli Bożej, tak jak się ona nam objawia.” (Thomas Merton)
Czystość serca, którą Ewagriusz nazywał apateią, nie oznacza bycia apatycznym, nieczułym, czy oderwanym od świata. Jest to stan ducha, w którym nie kierują nami i nie opanowują nas nasze emocje. Wszystko jest czystym działaniem, dokładnie na miarę zastanej sytuacji, nieskażone żadną ukrytą osobistą agendą. Działanie takie jest wyrazem miłości agape. Apateia i agape są jak siostry syjamskie: „Nikt, kto mówi , że prawdziwie kocha modlitwę, a jednocześnie czuje urazę i ulega złości, nie może być zwolniony z podejrzeń o szaleństwo. Przypomina on kogoś, kto w ciągłych staraniach widzenia wyraźniej, trze bez przerwy oczy.” (Ewagriusz)
Tak więc droga do przemiany naszej rzeczywistości musi być drogą poszanowania wolności i godności samego siebie. To z kolei zaowocuje tym, że i innym przyznamy taki sam obszar wolności. Tego rodzaju pokój, miłość, równowaga i harmonia, słowem nasze prawdziwe ja ukryte w Bogu, mogą być tylko osiągnięte przez wytrwałość. Im silniejszym wydaje się jawić demon akedii, tym bliżej jesteśmy miejsca, które Ewagriusz nazywa miejscem „głębokiego pokoju i niestłumionej radości”.
Zaś znakiem, że tam dotarliśmy będzie moment, w którym „duch nasz zobaczy swoje własne światło”. Nie może być inaczej skoro „Bóg jest światłością”, a dusza została stworzona jako lustro Boga. Prawdę tą odkryły też inne tradycje duchowe. I tak na przykład w hinduizmie mówi się, że doświadczymy wewnętrznego światła Atmana.
Jak więc widzieliśmy dochodzimy do takiego czystego działania przez uświadomienie sobie naszych własnych blokad. Jednak nie jesteśmy zdani tylko na własne siły: Bóg mieszkający w naszym sercu prowadzi nas i uzdrawia, poprzez stopniowe, rozłożone w czasie uwalnianie nas z pamięci tego, co nas pooplatało i poraniło – poprzez danie nam sił na spojrzenie tym zranieniom prosto w oczy. Czasami czyni to stawiając na naszej drodze pomocną dłoń: „Jakże wielkie są potrzeby stworzeń, o Boże! Oto siedzą sobie rozmawiając przyjaźnie, gdy niespodziewanie wybucha ich potrzeba z całą swą nagością. I oto ci sami ludzie zamieniają się w kłębki żałości, pogubieni i zdesperowani, niemożni zmierzyć się z życiem. I tu jest moje zadanie. Trzeba pomóc im przetrzeć drogę do Ciebie Boże, trzeba być im uważnym sędzią ludzkiej duszy...Wyruszam w daleką drogę odkrywania drugiego człowieka, każdego, kto do mnie przychodzi. Dziękuję Ci, że obdarzyłeś mnie tym darem, darem czytania ludzkiego serca” (Etty Hillesum, "Przerwane życie"*)
Opowiedzenie sobie samemu własnej historii, swojej prawdy w pamiętniku, opowiedzenie jej terapeucie czy też przyjacielowi pomaga w procesie uzdrawiania. Często jest tak, że dzięki takiemu odkryciu ta wyparta i odrzucona część nas doznaje akceptacji i przez to pogodzenia w nas samych. Wiedza samego siebie jest tu kluczem wszystkiego. Czujne trwanie w życiu prowadzi do uwolnienia naszego całego potencjału i prawdziwej natury: „Ależ ty już jesteś w domu – zawołała Czarownica Północy – wszystko co musisz uczynić, to zbudzić się!” (Czarodziej z krainy Oz)
* „Przerwane życie” Etty Hillesum, to pamiętnik młodej Żydówki pisany w latach masowej zagłady europejskich Żydów 1941–1943. Okazją do rozpoczęcia go była dla autorki terapia z Julius Spier, "«magiczną osobowością», jak go wielu charakteryzowało”. Notowanie osobistych przeżyć staje się dla Etty okazją do coraz pełniejszego wglądu we własne doświadczenia emocjonalne i duchowe. W ten sposób rozpoczyna się proces oczyszczającej autorefleksji, który prowadzi ją do odkrycia Boga i modlitwy: "Jakże osobliwa była moja historia – pisze w 1942 r. – opowieść o dziewczynie, która nie umiała klęczeć. Albo jej inna wersja: o dziewczynie, która nauczyła się modlić. To mój najintymniejszy gest.” To było praktyczne: dziennik kończy się słowami: “Chciałoby się być opatrunkiem na wielu ranach”; zapisane w obozie przejściowym Westerbork, gdzie została wysłana na własną prośbę przez Żydowską Radę Amsterdamu, by opiekować się słabymi. 6 września 1943 roku została wywieziona do Auschwitz z całą swoją rodziną. Zginęła 30 listopada. Dziennik, który zdołała przekazać przyjaciołom z obozu przejściowego przed ostateczną deportacją został opublikowany dopiero w 1981. A i tak nie jest pewne, czy dojrzeliśmy już do tego, by go przyjąć. (Ks. dr Józef Augustyn SJ, Ks. prof. Henryk Pietras SJ). Przypisek tłumacza.
fot.wccm.pl