Rozważmy teraz jak kontemplacyjne życie wskazuje nam sposób przyjmowania codziennych newsów. „Codzienne newsy” używam jako metafory w odniesieniu do tego, co dzieje się ciągle wokół nas. Chciałabym zacząć od ewangelicznej przypowieści z rozdziału 10 Ewangelii św. Łukasza o miłosiernym Samarytaninie.
Zaczyna się ona od tego, że pewien człowiek zadaje Jezusowi pytanie: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Jezus, jak częstokroć to czynił, odpowiedział innym pytaniem: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?” Jest Żydem, więc tak jak jego rozmówca zna Torę i obaj wiedzą, że jest ona codzienną wykładnią postępowania Żyda. Jezus więc pyta: „Co mówi Tora?”. Ów człowiek odpowiada: „Będziesz miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Jezus rzekł do niego: „»Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył«. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: »A kto jest moim bliźnim?«”. Na to Jezus opowiedział kolejną przypowieść: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli”. Umierającego zaczynają mijać różni ludzie. Pierwszy przechodzi kapłan. Widzi go, mija i podążą dalej. Trochę później przechodzi lewita, a lewici szczególnie byli zobowiązani do zachowania Prawa przed ludźmi. Może był on jego nauczycielem w Torze i liderem w swojej społeczności. Cóż więc robi lewita, gdy widzi tego człowieka? Mija go i przechodzi na drugą stronę drogi. W końcu na scenie pojawia się Samarytanin. Jest Żydem, ale też Palestyńczykiem. Nie jest więc do końca „koszerny”, gdyż Samarytanie zawierali mieszane małżeństwa, nie uznawali również Jerozolimy za centrum swojej wiary. Mieli swoją świątynię w Samarii, gdzie wielbili Boga. W opinii ortodoksyjnych Żydów byli obcymi. Tak więc w opowieści Samarytanin reprezentuje kogoś spoza grupy, jest obcy. Jaka jest jego pierwsza reakcja? Widzi człowieka w potrzebie i wzrusza się głęboko. Bez wahania obmył mu rany oliwą i winem, opatrzył. Wsadził na swojego osła i zabrał do gospody. A potem, jak mówi Pismo, „pielęgnował go”. Następnego dnia musiał wyjechać. Wiedział dobrze, że ten człowiek przez jakiś czas nie będzie mógł podróżować, rzekł więc do gospodarza: „Zapłacę ci tyle, ile będzie cię kosztowała opieka nad nim do mojego powrotu”. I teraz pada z ust Jezus kluczowe pytanie: „Jak myślisz, kto był prawdziwym bliźnim dla tego człowieka?”. On odrzekł: Ten, który mu pomógł , Samarytanin; ten, który okazał mu miłosierdzie. Jezus rzekł do niego: „Idź, i ty czyń podobnie”.
Niektórzy próbują tłumaczyć, dlaczego kapłan i lewita nie zatrzymali się i nie pomogli człowiekowi. Ewangelia tego nie wyjaśnia. Nie wiemy, co nimi powodowało, że zignorowali rannego. Ale wiemy, dlaczego zatrzymał się Samarytanin, gdyż mówi o tym Jezus. Bo kiedy go zobaczył, bardzo się wzruszył i ulitował się nad nim. Zatrzymał się i obandażował rannego. Czyni to, w co wierzy, że został powołany do wspierania, do pomocy, do uzdrawiania. Czyni to, co należy. Wsadza rannego człowieka na swoje zwierzę, co oznacza, że sam idzie obok pieszo. Wnosi rannego do gospody – miejsca spożywania posiłków i odpoczynku. Jezus mówi, że Samarytanin troszczy się o tego człowieka.
Samarytanin jest nie tylko miłosierny, ale też praktyczny. Zauważmy, co ofiarował rannemu człowiekowi. Następnego dnia wyjął pieniądze i zapłacił właścicielowi gospody za opiekę nad nim do momentu powrotu. Nie wszedł do gospody i nie powiedział: „Zabierz tego człowieka ode mnie, gdyż znalazłem go na poboczu drogi, a on nie ma pieniędzy”. Nie tak. On płaci za opiekę nad rannym. Jest łaskawy, dobrowolnie ofiaruje wszystko, co może. „Opiekuj się nim. Kiedy będę wracał, zwrócę ci wszystko ponad to, co wydasz”. Samarytanin jest niezawodny i konsekwentny. Idzie z potrzebującym do samego uzdrowienia. Po wczytaniu się w ten tekst można powiedzieć, że Samarytanin jest wewnętrznie wolny, nie żyje według tego, co o Samarytanach myślą inni i nie waha się pomóc każdemu. Nie widział lewity, uczonego i kapłana. Zauważył człowieka w potrzebie. Bez podziałów i wyjątków.
Jeśli chcielibyśmy opisać kontemplatywne serce, serce zakorzenione i osadzone w Bogu, to opis Samarytanina jest najlepszym przykładem: współczujący, szczodry, łaskawy, niezawodny, praktyczny, zmysłowy, wzruszający się, bezpośredni i działający w wolności Boga.
Myślę, że Jezus chce abyśmy, my i uczony, który zadaje nasze pytanie, dostrzegli, że przestrzeganie religijnych zasad nie może sprowadzić się do kwestii moralności. To za mało. Potrzebujemy otworzyć się na Ducha Świętego. Duch nie może być ani związany z ideami ludzi religijnych, ani opanowany przez prawa i zasady ustalone przez człowieka. Nie możemy „uwięzić” Ducha.
Nasza religijność i moralność może nam przysłonić poznanie naszego ubóstwa. Z powodu tej ślepoty nie możemy uznać prawdy o nas samych jako zakorzenionych i osadzonych w Bożej miłości. John Main mówi, że nie możemy dać tego, czego nie mamy.
Kapłan i lewita przypominają nam o tym wszystkim, czego Jezus uczył ludzi religijnych, faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Zawsze wzywa ich do pójścia głębiej. Ani kapłan, ani lewita nie żyli zgodnie z podstawowymi prawami, których mieli przestrzegać: kochaj Boga i bliźniego. Nie jest to wybór albo, albo. To jedność: miłość do Boga i do bliźniego. Współistnieją razem.
Miłość do Boga musi być objawiona w miłości bliźniego. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że mając głowę zbyt wysoko w niebie, nie dostrzeżemy ziemi. Miłość do Boga musi być okazana w bezpośredniości, inkorporatywności i działaniu w miłości. Możemy postępować tak, jak rozumie to John Main: „Możemy okazać to współczucie, tę szczodrość, tę uprzejmość i troskę, ponieważ mamy je w sobie; mieliśmy i mamy z nimi kontakt zawsze wtedy, kiedy wchodzimy w ciszę i doświadczamy współczucia, miłosierdzia, miłości, troski i uzdrawiającej mocy Boga w naszym życiu. Możemy dawać innym, bo sami zostaliśmy obdarowani".
fot.wikipedia