Posłuchajmy słów Jezusa z Ewangelii św. Marka:
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”. (Mk 8, 34)
Medytujemy, aby to właśnie uczynić, aby pójść za tym absolutnie podstawowym wezwaniem, które stawia nam Jezus, i które jest podstawą naszej chrześcijańskiej wiary: zaprzeć się samego siebie, abyśmy mogli pielgrzymować z Chrystusem na Jego drodze powrotnej do Ojca. Powtarzanie mantry jest praktyką, która pomaga nam przekroczyć wszelkie ograniczenia naszej wąskiej i wyizolowanej samoobsesji. Mantra prowadzi nas do doświadczenia wolności, która króluje w centrum naszego jestestwa. „Gdzie Duch Pański – tam wolność” – mówi św. Paweł. (2 Kor 3, 17). Wierność słowu pomaga nam w wolności wkroczyć w rzeczywistość Innego, odwracając tym samym naszą uwagę od nas samych. Oto, co Jezus ma na myśli przez „zaparcie się samego siebie”.
Względnie beztroskie i bezpieczne czasy, w których żyjemy sprawiły, że zatraciliśmy rozumienie tego, czym jest wyrzeczenie. Nie jest to coś, co człowiek współczesny ceni, głównie dlatego, że dzisiaj oddaje się pierwszeństwo autopromocji, samorealizacji czy zachowaniu swej odrębności. Materializm społeczeństwa konsumpcyjnego stawia „czego ja chcę” w centrum naszego życia, wszystko inne czyniąc zaledwie narzędziem służącym dostarczaniu przyjemności albo przysparzaniu korzyści. Jedynym ratunkiem dla wszelkich wartości jest uważność i szacunek. Musimy nauczyć się darzyć pełną uwagą to, co nas otacza, a nie nasze egoistyczne odczucia i wyobrażenia. Gdy uprzedmiotawiamy świat zewnętrzny, wówczas jego realność, jego wyjątkowość i jego głęboka wartość umykają nam, stając się jedynie projekcją nas samych.
Często mylnie utożsamiamy wyrzeczenie się siebie z odrzuceniem siebie. W medytacji nie uciekamy od własnego ja, nie próbujemy rozmyć naszej odpowiedzialności za nasze życie czy za relacje, które budujemy z innymi ludźmi. Medytacja stanowi afirmację nas samych, ale nie różnych aspektów naszej osobowości, która jest odpowiedzialna za ten czy inny czyn. Są to iluzoryczne aspekty nas samych. Przemieniają się w drobne manifestacje ego z chwilą, gdy oddalamy się od centralnego punktu naszego istnienia, gdzie nasza niepodzielna jaźń trwa w całkowitej harmonii z Bogiem, który jest źródłem naszego życia i podstawą naszego istnienia. W ciszy medytacji afirmujemy to całościowe ja, prawdziwe Ja.
Afirmacja ta jednak nie objawi się, jeśli w naszych usiłowaniach będziemy zbyt niecierpliwi i starali posiąść lub przejąć kontrolę nad jej procesem. Czyniąc tak, znaleźlibyśmy się w absurdalnej sytuacji, w której ego próbowałoby rozkazywać naszemu prawdziwemu Ja; iluzja starałaby się zawładnąć rzeczywistością; porządek zostałby wywrócony do góry nogami. O tym zapewne myślał amerykański teolog Reinhold Niebuhr, gdy powiedział: „Prawdziwe Ja nie zrealizuje się w pełni, gdy samorealizacja będzie świadomym celem”.
W medytacji dokonujemy afirmacji nas samych poprzez pozostawanie w bezruchu, trwanie w ciszy oraz pozwolenie rzeczywistości naszego prawdziwego Ja, aby stawała się coraz bardziej wyrazista i przenikała swoim światłem nasze istnienie w miarę postępu naturalnego procesu duchowego wzrostu. W tym procesie wzrostu nie musimy działać. Pozwalamy sobie na być. Kiedy rezygnujemy z siebie, wchodzimy w stan wolności i otwartości, które pozwalają nam być w łączności z tym, co inne, dajemy przyzwolenie na powiedzenie tak wobec drugiego, wyznanie nie słowami, a postawą, „kocham cię”. Ale stanie się tak tylko kiedy uczynimy zwrot naszego ja od siebie ku innym. Obsesja na swoim punkcie jest drogą do odgradzania i ograniczania własnego istnienia. Wyrzeczenie się siebie jest drogą do wyzwolenia ja do tego, do czego jest powołane, czyli do miłości wszystkiego, co je otacza.
Medytacja jest prostym i naturalnym procesem. Objawia nasze prawdziwe istnienie jako stan otwartości serca chłonnego i spragnionego Ducha Chrystusa, który je zamieszkuje. To olśnienie pojawia się w nas, kiedy w medytacji wyrzekamy się siebie, odchodzimy od zewnętrznych manifestacji naszej świadomości, takich jak myśli, słowa, wyobrażenia, i zamiast tego przenosimy się na poziom czystej świadomości. Przepełnia nas pokój, gdyż wkraczamy w ciszę z otwartością na to, co nas otacza. W uważnej i łagodnej ciszy otwieramy się niejako samoistnie na Słowo z niej płynące. Słowo wypowiedziane przez naszego Stwórcę, który wzywa nas do pełni życia. Jest to żywe Słowo w nas. Nasza wiara podpowiada nam, że należymy całkowicie do tego Słowa, ale trzeba, abyśmy pojęli to całą naszą duszą; abyśmy to zrozumieli, mimo iż jest to poza wszelkim poznaniem i wiedzą.
Cisza prowadzi nas do takiej prostoty, że żadna myśli lub obraz nie są w stanie tego wyrazić. Przez wyrzeczenie się siebie wchodzimy w ciszę i skupiamy się na tym, co nie jest nami. Prawda czekająca na objawienie to harmonia naszego ja ze wszystkim, co nas otacza. Jak w słowach indyjskiego poety: „Zobaczyłem mego Pana okiem serca i spytałem: Kim jesteś? Tobą – odpowiedział”.
fot. wccm.pl